Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
66,4kg!


Wiem, że oficjalne ważenie dopiero jutro, ale nie mogłam się postrzymać :)

Wczorajszy dzień przebiegł zgodnie z planem. Z obiado-kolacją zmieściłam się w 400kcal, tak jak zakładałam, także jest ok. Nawet do ćwiczeń się zmusiłam. Zrealizowałam plan 30-minutowy! :) Przez chwilę chciałam skończyć na 20 minutach (miałam lenia), ale pomyślałam sobie, że wstyd mi będzie napisać, że znów nie dałam rady.  Ta zbiorowa motywacja działa! :) Wprawdzie ćwiczeń na macie nie było, ale za to pokręciłam się na twisterze i pomachałam hantelkami. Jestem z siebie dumna :)

Dziś na śniadanko była bułeczka z polędwicą sopocką i ogórkiem (260kcal). Na drugie śniadanie zaserwuję sobie sałatkę z kurczakiem (500kcal), bo potem śmigam na szkolenie i nie wiem, o której zjem lunch - czyli maślankę (250ml = 190kcal). Na obiad rybka pieczona w folii i surówka z kapusty kiszonej (350kcal). I znów plan 30-minutowy + ćwiczenia+hantle :)

A jutro z samego rana WAŻENIE! Już się nie mogę doczekać :) Wieczorem się zmierzę, a rano wskoczę na wagę i zobaczymy, co ostatecznie dał mi ten tydzień.

Wiem, że na początku waga spada najszybciej i nie ma co się ekscytować za bardzo, ale po prostu cieszę się, że widać efekty. Szczególnie, że nie czuję się jak na diecie - jem smaczne potrawy, nie chodzę głodna. Nie jem jedynie słodyczy (ale od początku postu, także zdążyłam się przyzwyczaić) no i sera żółtego - to akurat nowość, ale obarczam go winą za dodatkowe kg, dlatego jest na czarnej liście :) Mogłabym dodawać ser do wszystkiego i zapiekać zapiekać zapiekać :) A to, jak wiadomo, cudownie idzie w boczki. Ogólnie jestem zadowolona z tego tygodnia. Mam nadzieję, że tak będzie do końca.

Miłego dnia.