Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Po przejściach. Jeść lubię, zagryzać stres szczególnie. Jak mi jest dobrze, też lubię. Tak ze szczęścia. Zawsze miałam problemy z wagą ale sprintem w górę poszłam po leczeniu na depresję, rzuceniu palenia i odejściu z pracy - mobing. Teraz jestem emerytką ale waga jest. Powiedziałabym, że nadal rośnie, taka wredna! Wygrałam z depresją, uciekłam od mobbingu to i z tą zarazą muszę sobie dać radę. Podobno dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych;)

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 836
Komentarzy: 14
Założony: 5 lipca 2023
Ostatni wpis: 9 lipca 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
aganiemm

kobieta, 61 lat, Ustrzyki Dolne

158 cm, 81.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

9 lipca 2023 , Komentarze (3)

Od trzech dni intensywnie pracuję. Nie to, bym wcześniej się obijała(zdarza mi się, nie powiem) ale teraz zintensyfikowałam wysiłki, by nie mieć czasu myśleć o jedzeniu. By nie podjadać, co było u mnie normą. 

Tak więc przesadzam fiołki. Nie byle jakie marketowe. Mam sporą kolekcję odmianowych fiołków afrykańskich. Kiedy zaczynałam swoją przygodę z fiołkami, nie wiedziałam, że mogą być tak różne. Ja ogólnie jestem kwiatowa, bo i do ogrodu ciągle coś dokupuję, dosadzam więc te fiołki były mi pisane, tak myślę.

Obiecałam sobie, że zejdę trochę z ilości bo sporo wyjeżdża a małż niby uzupełnia wodę, ale straty po powrocie zawsze mam duże. No i tak z tego ograniczania wyszło mi nowe dwa pudełka listków. Będą malutkie sadzoneczki, później większe a później znowu będę  miała ich za dużo;) Fiołkoza to nieuleczalna choroba.

Tym sposobem nieszczególnie chciało mi się jeść, bo zajęcie miałam. Na diecie o niskim IG faktycznie nie czuję ssaniia, jak to było wcześniej. Wytrzymuję 4h spokojnie tak więc na razie nie jest źle tylko z wodą mi nie idzie. Nie daję rady pić tyle ile jest zalecane. W nocy sikam dwa razy, trzeci raz wstaję do kotów, czwarty do kolejnych kotów i ...no, nie wiem, jak przespać noc. Nie wkurza mnie to, bo jestem na tabletce, więc czynności nocne wykonuję z deczka nieprzytomna, tylko za czwartym razem, koło piątej nie zawsze już się kładę. Szkoda dnia!

Zostało mi półtora tygodnia do sanatorium. Odliczam dni. Byłam w Krynicy-Zdroju osiem lat temu. Ciekawa jestem, jak się zmieniła no i  najważniejsze -tamtędy też biegnie GSB. Już czuję to zmęczenie, ten pot kiedy będę go przemierzać ;D.  I radość nieporównywalną do niczego, tam na szczycie.

Ooooo i już jest pora kolacji. Idę na pyszny chlebek pełnoziarnisty z awokado i szynką. 

Mniam!

5 lipca 2023 , Komentarze (11)

Odkąd pamiętam z wagą po drodze mi nie było. Do pierwszej ciąży się trzymałam  bez problemu - 47 kg przy 158 w kapeluszu to była fajna waga. Jak sporo innych niewiast w ciąży jadłam za dwoje, troje a może i czworo? Dość, że waga poszła na 75 kg i wtedy był to dla mnie koniec świata. Schudłam do roku ale 5 kg zostało na stałe. Później było tylko gorzej. Jadłam, chudłam ale zawsze coś zostawało. I tak uzbierałam 86 kg.

Mam 60 lat, przeszłam właśnie na emeryturę i szlag mnie trafia, bo nie mogę ogolić sobie dołu. Ja go w ogóle już nie widzę!  Cholernie źle zapiąć mi sandały a założenie nogi na nogę, by wysmarować sobie pięty jest trudne. Kolana zaczynają boleć, bo ile można nosić taką masę!

Mieszkam w Bieszczadach, najcudowniejszym miejscu na ziemi. Kocham góry, chodzę po nich. Jeszcze.

Ale noszenie dwóch plecaków jest coraz bardziej męczące. Jeden na plecach, normalny taki, na jednodniową trasę. Ten drugi, na brzuchu, to jest mega obciążenie. Jest tak ciężki, jakbym co najmniej wybierała się na GSB (Główny Szlak Beskidzki) i miała go zrobić w trzy tygodnie. A co mam w tym brzusznym  plecaku? 

Sadło, tłuszcz, ohydę i wstyd. Ani to przydatne, ani reprezentacyjne. Mam wrażenie, że najpierw pojawia się mój brzuch a później reszta mnie. 

Nie chcę przez bolące kolana nie móc wyjść na ukochane połoniny i zaśpiewać - Tam na dole zostało, wszystko to co mnie męczy! ( KSU-Za mgłą). Śpiewam w domu, ale to nie to samo. Dla mnie ta piosenka ma sens  tylko na szczytach. 

Dlatego dieta, kolejne podejście. Tym razem musi się udać. Walczę o  brak zadyszki, jeden plecak i góry bez końca.