Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wsparcie, czyli to, czego nam trzeba!


Chyba każdy zgodzi się ze mną, że potrzebujemy wsparcia. Każdy go potrzebuje. Nie mówię tu tylko o odchudzaniu. 

Dobrze jest mieć kogoś, kto będzie nas wspierał zawsze, z kim można porozmawiać, ale też kogoś, kto czasem, w razie potrzeby, mocno nami potrząśnie. 

W czasie diety, treningów, odchudzania na pewno potrzebne jest miłe słowo, wiara innych. Podniesienie na duchu. 

Wczoraj koło południa stwierdziłam, że zacznę liczyć kalorie. Dlaczego? Obudziłam się w okropnym nastroju, spojrzałam w lustro i wybuchłam płaczem. Przejrzałam fotografie z wakacji i znów się popłakałam. Dobrych kilka godzin chodziłam przybita jak nigdy. 

Nie mam w zwyczaju chodzenia do mamy, gdy źle się czuję. Nie lubię mówić jej o swoich emocjach, odczuciach, problemach. Ciężko mi jej nawet powiedzieć, gdy zdarzy się coś naprawdę dobrego w moim życiu - i nie mówię tu o zdanym egzaminie, ale o rzeczach bardziej związanych z moim życiem prywatnym, psychiką. Nigdy jej się nie żaliłam i nie chcę tego robić. Tak czuję się lepiej. 

Kiedyś ktoś powiedział, że do perfekcji opanowałam umiejętność ukrywania emocji. Siostry zawsze mówiły mi, że jestem silna, twarda, wygadana. Zawsze śmiały się ze mnie, kiedy ucinałam kłótnię w połowie, odchodząc bez słowa. "Ty, taka wyszczekana, a teraz co!?" Sęk w tym, że może i jestem "wyszczekana". Potrafię być wredna, twarda, udawać, że mi nie zależy, nie pokazywać, że się przejmuję. Potrafię udawać

Nic dziwnego, że kiedy jestem przybita, jak wczoraj, obrywa mi się od całego otaczającego mnie świata. Bo kiedy na co dzień jestem twarda, udaję, że nic mnie nie obchodzi, to gdy przychodzi chwila słabości dla mojej mamy wygląda to, jakbym miała ogromnego focha na cały świat. A ja wtedy po prostu chcę zamknąć się sama. Położyć się, pomyśleć, wypłakać w poduszkę. 

Koło południa zrobiłam sobie arkusz kalkulacyjny, w którym liczę kalorie. Cały dzień myślałam tylko o tym, a co za tym idzie - o jedzeniu. Byłam przygnębiona. Czułam się strasznie. 

Dziś wstałam z nową energią, nową motywacją. Weszłam na Vitalię i napisałam pierwszy post w pamiętniku. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile dla mnie znaczyły Wasze dobre słowa w komentarzach. O wiele łatwiej było mi przetrwać ten dzień.


Możecie się na mnie wkurzyć, wyśmiać mnie, napisać, że nic z tego nie będzie, ale nie chodzi mi o dokładne liczenie kalorii co do jednej - wiem, że wyznaczając sobie, że zjem dziennie około 1000-1200 kalorii, nawet jeśli zjem 1300 to będzie to mniej niż zjadałam na co dzień! Kiedy liczę kalorię zważam na to co jem! Bo wiem, że jeśli zjem chrupki to nie zostanie mi już kalorii na obiad… Wcześniej nie zwracałam na to uwagi! Może na takiej diecie nie schudnę szybko lub nie schudnę tyle, ile sobie zaplanowałam, ale dla mnie to ZAWSZE JAKIŚ POCZĄTEK. Dla mnie to przełom, bo COŚ ROBIĘ w tym kierunku. I wiem, że dzięki Wam i motywacji mogę wygrać! J