Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Szkolnie


Szaro, buro i ponuro, jak rano wstaje do psow to i ciemno, i straszno, brrr, a lozeczko takie cieplutkie, przytulne... Mmmmm...

 

Wiecie, jak sie teraz odrabia zadania domowe? Otoz przepisuje sie wszystkie przyklady z zadan do zrobienia, stawia sie znak "rowna sie", ale nie wpisuje sie wyniku, bo po co, przychodzi sie z zeszytem i pokazuje, ze lekcje odrobione. Normalnie myslalam, ze jestem w jakims innym filmie.

Po odrobieniu lekcji maluje sie jakis plakat na drzwi do wlasnego pokoju, jakis tam dziwny znak, ktorego nie powinno sie w szkole malowac, bo to znak "nazi". Bo ma sie wujka, ktory nienawidzi obcokrajowcow, w tym swego wlasnego ojca, ktory jest Turkiem. I sie samemu tez nienawidzi obcokrajowcow. Czysta prowokacja, zero zrozumienia, ale czego oczekiwac od dwunastolatka? Jak sie ma takiego cool wujka, to sie rzadzi, no tak, czy nie?

Ja nie jestem "nazi", ale wczoraj wyrzucilam jednego za drzwi, siedzial na korytarzu przez cala godzine. Juz nie pierwszy raz sie zdarzylo, ze zareagowal zbyt agresywnie, od innych nauczycieli tez slyszalam, ze mega agresor, w zeszlym roku, cha, cha, nauczycielka nie wytrzymala i go palnela w leb, rzecz jasna afera straszna, ale dyrektor nie dal wiary rodzicom, wzial i zwolal zebranie ze wszystkimi nauczycielami uczacymi w tej klasie, to kawal malego chama, aroganta i agresora, ktory reaguje niewspolmiernie do sytuacji, i wczoraj tylko uslyszalysmy huk, jakby wor kartofli spadal, i ryk, po prostu ryk. Wzial i zrzucil Kevin Alexa ze stolu, bo Alex go niechcacy popchnal, Alex spadl ze stolu, niewysoko, ale udalo mu sie jeszcze salto zrobic, i mozemy tylko dziekowac Bogu, ze nie upadl na glowe, na twarz, ze nic sobie nie uszkodzil, tylko walnal sie w kolano i wystarczyl zimny oklad. Oprocz tego Kevin nie moze jesc swinskiego miesa, bo to Turcy, i podczas gdy mamie wszystko jedno, to ojciec jest bardzo surowy, jezeli chodzi o przestrzeganie tradycji, o czym wiem od wczoraj, ale jak dzieciak przychodzi i mowi, ze chce kotleta, to co mam zrobic, odmowic? Z drugiej strony, jak ma mi jakis facet przyjsc z zagietym nozem, to chyba jednak zbastuje i bede mu dawac wylacznie suche ziemniaki.

Mama Matteo kupila sobie samochod i teraz wszedzie tym samochodem jezdzi, nawet do sklepu na rogu. No po co chodzic, benzyna przeciez za darmo, jak za nic innego sie nie placi, kinder geld sie dostaje, za posilki placi urzad, to mozna sobie na fajne zycie pozwolic. Wczoraj przed szkola wyskoczylam jeszcze do sklepu po muffina ze swieczka na urodziny jednego dzieciaka, przed sklepem czerwone BMW, mama Matteo, z pieciu facetow dookola, butelek po piwie nie zlicze. Kiedys na blogu pisalam o Matteo i jego sytuacji, naprawde dobrze, ze przychodzi do nas, dostaje cos cieplego do jedzenia, troche potrzebnej uwagi, pomoc przy odrabianiu lekcji, a w domu matka z przyjacielem zamyka dzieci w pokoju i zastawia drzwi krzeslem, zeby miec swiety spokoj. Jakby caly dzien go nie miala.

I takie wlasnie dzieciaki mamy. Nie wszystkie, ale wiekszosc. Ale Tala przynajmniej od listopada nie bedzie do nas przychodzila, na szczescie dla niej, 12 godzin poza domem to naprawde za duzo dle siedmiolatki. Chociaz mama nie jest zadowolona, bo przeciez tak fajnie jest, jak dzieciaka caly dzien w domu nie ma, a po powrocie do domu jest juz najedzone, ma odrobione lekcje i mozna je odeslac do pokoju, zeby sie sama bawila. No tak czy nie?

Jak rany, mowie wam.

 

A ja dzisiaj chyba krzywo spalam, bo bola mnie okolice lopatki i ramienie z lewej strony, i okolice krzyza. Grrr. A wczoraj wieczorem w wyrku, jak juz bylo spokojnie i czytalam sobie ksiazke, no sama nie wiem, czy to wizualizacja, czy co, ale takie dziwne rzeczy sie w brzuchu dzialy, takie zupelnie inne:)

 

Milego dzionka.