Tak, moje drogie towarzyszki niedoli, dzisiaj rano pomyslalam sobie, a co tam, wejde na wage, przeciez nie moze byc gorzej po osiagnietej kolejnej fazie krytycznej (75 kilo, czujecie? Rzewnymi lzami plakalam ze zlosci nad soba sama), i sie zwaze. Waga pokazala 74,5 kg. Czyli schudlam. Cha, cha, cha.
No nic, grunt, ze nie ma wiecej.
75 kilo. Ja cie pierdziele. To juz jest jakis horror. Ewentualnie science - fiction, bo przeciez to niemozliwe. Jak mozna?
No, najwyrazniej mozna.
Zjadam sobie wiec na sniadanko owsianke, zapycham sie nia na maksa i na troche starcza. Wyciagam mrozone warzywa z zamrazarki i jem je na obiad. Na kolacje wcianam jajka albo inne bialko. W miedzyczasie zagryzam jogurtem, i tez musze przestac, albo musze sie przerzucic na jogurt naturalny. chcialam sobie kuskusa z kurczakiem zrobic, ale nie mam potrzebnych produktow, a nie moge pojechac do sklepu, bo nas zasypalo. I tak sobie siedze odcieta od swiata normalnie, przebijam sie przez te sniegi z wozkiem i pomimo dosc niskich temperatur, wracam do domu mokra jak wielblad. Rowniez upieprzona jak swinia, za co jeszcze podziekuje naszemu nowemu sasiadowi, co za glab, gamon, debil kurna, jak samochody widza babke z wozkiem, to zwalniaja, albo uprzejmie przepuszczaja, a ten nie, phi, co tam, bez swiatel, tak ze go prawie nie widac, ale za to gazu dodaje, cala ochlapana bylam, i wozek tez. W ogole jacys nieciekawi ci ludzie sie nam tutaj wprowadzili.
Generalnie jest srednio na jeza. Krzyz znow zaczyna pobolewac, stekam i nie moge sobie miejsca w lozku znalezc, spac znow nie moge i mam ochote powyrywac sobie wlosy z glowy. Prezenty mam, musze paczke zrobic i wyslac do domu, dla kierownika tez niby mam, ale wcale nie jestem z tego zadowolona, tylko co ja mam mu niby kupic???? Nie jest gadzeciarzem, na czytanie nie ma czasu, w robocie ma dress code, wiec ciuchow tez nie potrzebuje, hobby sie pozbylismy...
A sama tez jestem niezadowolona, bo niedawno kupilam sobie machine do kawy, i tak sobie teraz mysle, ze sie pospieszylam, bo moglam sobie tassimo kupic, ot co, nawet czekolade goraco robi, ech, jak nie urok to wiadomo co, no ale jak sie nie ma co sie lubi itede, za to nareszcie, NARESZCIE, kupilam porzadny sos karmelowy do kawy, smakuje jak trzeba, i czekolade tez kupilam, ale tej jeszcze nie probowalam. Takze w razie co, drogie kolezanki, zapraszam na kawke i swiateczne ciasteczka, mowie wam, niestety niebo w gebie, ech.
No to milego dzionka, gwiazdy :)
weltoklady
15 grudnia 2012, 21:55No, przynajmniej koncowka optymistyczna. Nastepnym razem zycze Ci calego optymistycznego wpisu :)
KaSia1910
11 grudnia 2012, 23:48No właśnie ja o tym ekspresie myślałam bo chciałam go kupić na prezent dla mojej ciotki, ciekawe czy jest dobry. Wagowo idziemy łeb w łeb, trzymaj sie kochana oby do wiosny;)
Pokerusia
11 grudnia 2012, 20:01sos karmelowy do kawy powiadasz....hmm muszę koniecznie spróbować brzmi apetycznie;) a sąsiada nie zazdroszczę,miłego wieczoru
karamija77
11 grudnia 2012, 19:41hihi, no to wpadam! Widzę, że i wagę mamy podobną i bóle pleców i problemy ze spaniem. Cóż....
gi.jungbauer
11 grudnia 2012, 17:27Też mam w tym roku problem z kupnem prezentu dla męża. Łączę się w bólu. Myslałam o jakimś T-shircie ze śmiesznym i osobistym napisem ale nie mam pomysłu jaki miałby to być napis....
Cailina
11 grudnia 2012, 16:55Mnie ostatnio nachodzi na syrop waniliowy w kawie;-)
MamaJowitki
11 grudnia 2012, 14:57milego dnia i mam nadzieje ze bol krzyza przejdzie
Trollik
11 grudnia 2012, 14:29ciasteczka upieczone? u mnie tak...tez musze paczke wyslac, tylko potrzebuje jeszcze pare drobiazgow do niej dorzucic...milego dnia i uwazaj na paskudnych sasiadow