Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
czy wreszcie wytrwam?


Po raz kolejny zmagam się i próbuję schudnąć do swej wymarzonej wagi - tj. 60 kg.
Ale jak zobaczę 6 z przodu, to już będę baaardzo happy!
Na razie kończę I Fazę dukana /który to już raz?/ i wreszcie mam 75,8 kg na wadze /zaczynałam znów z "bałwanem" z przodu, tj. 80.9 kg/. Jeszcze tylko dwa dni proteinek i zacznę wreszcie zajadać warzywka i budyń, który uwielbiam /mleko, żółtka, słodzik, skrobia kukurydziana- mniam!/.
Co do ćwiczeń - nie mam siły na jakieś podskoki, ciężkie ćwiczenia /przez osłabienie dietą i codzienną pogoń do pracy, przedszkola córki, szkoły syna, na zakupy, w domu sprzątanie, gotowanie, itd./. Po prostu po południu padam już "na pysk".
Ale codziennie wykonuję 40 minut ćwiczeń na macie na brzuch. Bo to część ciała, z którą mam największy kłopot. I właśnie na zgubieniu oponki najbardziej mi zależy.
Mam nadzieję, że wreszcie osiągnę swój cel /czego i Wam życzę, bo wiosna tuż, tuż.../