kiedy przeczytałam moje postanowienie noworoczne. Zgodnie z planem dziś powinnam już dobijać do wagi 65 kg, a tu do wymarzonej sylwetki wciąż daleko... Ale najważniejsze, że coś się ruszyło, to znaczy waga wreszcie zaczęła spadać, bo już myślałam, że cyfra 75 będzie mnie prześladować już do końca życia ;)
A wszystko poszło ku dobremu w momencie, kiedy przestałam szukać cudownych diet, po których kilogramy wracały, a zaczęłam jeść po prostu mniej i trochę zdrowiej, nie licząc notorycznie kalorii i nie rozpaczając nad każdą nadprogramowo zjedzoną kalorią.
I chociaż na początku lata już nie mam co marzyć o 65 kg, to mam nadzieję, że koniec wakacji przywitam właśnie taką wagą :)
agnieszka34.legionowo
9 lipca 2009, 10:38żyvzę ci wytrwałości, bo u mnie jakiś kryzys w odchudzaniu bo raz waga spada a za tydzień wzrasta. Po prostu ja nie mam siły na walkę z moimi codziennymi zmartwieniami.