Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
10.03.2014 basen na wszelkie bolączki


08:30- śniadanie- 2 kanapki: z bułki wieloziarnistej, serka kanapkowego, sałaty lodowej, pieczeni z kurczaka, rzodkiewki, pomidora, ogórka, papryki i kiełków rzeżuchy; kawa z 2 śmietankami i łyżeczką cukru jako efekt porannego deficytu mleka :D na zdjęciu 3 ale 1 odłożyłam na później…


12:00- II śniadanie- jogurt grecki (180 g), płatki owsiane, otręby żytnie, borówki amerykańskie, pokrojone w plasterki zmrożone truskawki, łyżeczka dżemu truskawkowego (do środka) + wiórki kokosowe; pół plastra ananasa gruszki już nie dałam rady ale ten przekładaniec wyszedł mi super pyszny!


14:30- 1 kanapka wiosenna (ze śniadania), gruszka; kawa z mlekiem 2%

17:00- zupa krem z brokułów, garść pestek słonecznika i dyni, kostka sera feta


20:00- koktajl z żółtych owoców: pół banana, plaster ananasa, 3 ząbki pomarańczy, łyżeczka miodu, mleko 2%

Aktywność fizyczna:

·           Basen 1 godz.

·         Spacer 1 godz.

·         Stepper 30 min

Dziś, ażeby ulżyć sobie nieco po wczorajszej szalonej jeździe rowerem w terenie i związanych z tym nieuchronnych nazwijmy to niedogodnościach;) czym prędzej poleciałam na basen. Pływak ze mnie żaden- bo w grę wchodzi tylko pływanie żabką z głową nad wodą ew. na plecach (o piesku już nawet nie wspominam…) co nie przeszkodziło mi przepłynąć w stylu nr 1 aż 22 długości basenu :D Zauważyłam, że co raz lepiej mi to idzie- synchronizacja ręce, nogi, oddech, nie męczę się już tak bardzo i ogólnie co raz bardziej zaczyna mi się to podobać;) po basenie jestem super rozluźniona i zrelaksowana i mniej boli mnie później kręgosłup w dolnym odcinku. W dzieciństwie nikt mnie pływania nie uczył- jeździliśmy w gimnazjum na basen ale chyba tylko po to żeby się wymoczyć w nim całe 2 godz. w tygodniu. Jestem więc samoukiem jeśli o to chodzi.

Niemniej jednak pływanie to świetna rzecz- patrzyłam nawet na kursy pływania dla niemowląt i jeśli nie będzie żadnych przeszkód to mojego szkraba właśnie na coś takiego zapisze :D wejście jest oczywiście oprócz maluszka dla mamy i taty i mam nadzieje, że tatuś jako wytrawniejszy pływak niż mamusia da dziecku przykład do naśladowania;)

Poza tym to u mnie nadal trwa horror zaproszeniowy- to normalnie jakaś niekończąca się masakra! Pierwotnie wesele miało być na max 150 osób a na chwilę obecną mamy ich nieco ponad 200…. Jakoś się z tym pogodziłam aż tu dziś dzwonią do mnie rodzice Piotrka czy zostały nam jakieś puste zaproszenia bo oni chcą jeszcze kogoś zaprosić… Ręce mi opadły jak usłyszałam, że chodzi o sąsiadów w liczbie 10 a argumentem za jest to, że przecież ojciec Piotrka za wszystkich zapłaci… I jaki ja mam problem wobec tego? Myślałam, że krew mnie na miejscu zaleje ale najdelikatniej jak umiałam staram się im wybić ten pomysł z głowy tłumaczą, że i tak mamy w tym momencie tych ludzi za dużo, że będzie ścisk, że niestety zawsze znajdą się osoby których nie będziemy w stanie już zaprosić. Mają sobie to przemyśleć… Na szczęście te puste zaproszenia mam ja i chodźmy skały… nikomu ich nie oddam. Dla mnie lista jest już dawno zamknięta. Trudno- niech się na mnie obrażają ale ja też mam chyba w tej sprawie coś do powiedzenia a zapraszanie takiego tłumu ludzi tylko dlatego, że „wypada” to już jest lekka przesada:/ Na tym kończę moje dzisiejsze wyżaliny:P trzymajcie się Vitalijki i nie dajcie się przyszłym teściom:P