Było zapotrzebowanie na zohydzenie lodów śmietankowych i innych białych:
Nie wiem, czy mi się udało, bo bałwanki zdecydowanie mniejsze obrzydzenie we mnie wzbudzają niż krowy
Postanowiłam, że będę się ważyć raz w tygodniu a nie codziennie. Nie wiem, czy wytrzymam, bo kiedy chcę schudnąć mam ochotę ważyć się co chwilę. Tylko jaki to ma sens? Tym razem wybrałam piątek, poniedziałek po weekendzie za bardzo mnie frustrował, tym bardziej, że nigdy nie wytrzymałam całego tygodnia bez ważenia.
Zawzięcie szukam motywacji i pozytywnych wzmocnień. Od księcia małżonka dostałam książkę
I szukam w niej inspiracji zarówno dla siebie, jak i dla swej pracy z dziećmi. Polecam.
Wczoraj byłam na festynie zorganizowanym przez naszą szkołę. Jestem dumna, bo nie skusiłam się na żadne pyszne i cudnie wyglądające ciasto. Jedynie nie mogłam oprzeć się chlebkowi ze smalczykiem i kiszonym ogórem. Ale to w ramach kolacji.
Wystarczy, że w czwartek u teściowej pochłonęłam torta.
Jakoś już 2 tydzień jem normalnie, nie podjadam. Staram się zjeść całkiem normalne (bez przejadania się) 2 posiłki: śniadanie i obiad. W tzw. międzyczasie, żeby coś przegryźć co 2-3 godziny, jakiś owoc, warzywko, czy jogurcik. Znów piję dużo wody. Z kolacją mam problemy, bo albo za późno, nawet jak lekko, albo zdecydowanie jak na kolację za dużo. Ale pracuję nad tym.
Dziś w planach basen z rodzinką, spacer po mieście i koniecznie muszę wygospodarować czas na rowerek. Doopcia mimo gaci z pampersem boli. Ale niepoobcierana
aska73
28 maja 2011, 22:21to nie jest tak lekko. Pomimo ciągłych obietnic, codziennie wchodze na wah=gę. Ale może to i dobrze, bo mam siebie pod kontrolą?
tehanek
28 maja 2011, 10:52Super, że z takim zapałem się zabrałaś! A doopcia się przyzwyczai, tylko potrzebuje trochę czasu ;) Ja polecam na ważenie sobotni ranek ;) Pozdrawiam