Nie obejrzałam się i już mamy czwartek. Co się dzieje? Po prostu nie wyrabiam się na zakrętach. A jeszcze ten upał daje jak pałką po głowie. Nie myślcie, że narzekam, o nie! Uwielbiam upały, mimo tuszy czuję się wtedy doskonale, mogę góry przenosić. Ale żeby tak znienacka przygrzać?! Najpierw mrozy, a teraz sahara?
Pogoda wprost wymarzona, a ja nie mam czasu na spacerki ani rowerek. Nawet nie mam kiedy prania do pralki wrzucić, a co dopiero wyjąć i wywiesić, nie wspominając nawet o prasowaniu. Wczoraj musiałam w domu trochę odgruzować, bo córa kończyła 16 lat i teście mieli nas nawiedzić. Nie chciałam się wykręcić, bo weekend mam zajęty, a córka kopertówki na zakupy na gwałt potrzebowała. Zatem sprintem odkurzyłam wszystko, umyłam łazienkę, bo tam był największy syf. Okna zasłoniłam żaluzjami, niby to przed słońcem, ale tak na prawdę, żeby nie było widać, jakie są brudne. I było OK :) Torta a raczej nibytorta robiłam w biegu. Kupiłam biszkopt, nałożyłam truskawki, zalałam galaretką i ubiłam śmietanę. Na taki upał w sam raz. Ważne, że świeczki i szmpan były! Boże, jaka ta moja córka stara!
Właśnie się zastanawiam, co ja robiłam w poniedziałek i wtorek, że nie miałam kiedy skrobnąć ani pół zdania w pamiętniczku.
W poniedziałek, jak zwykle teraz, sprawdzałam klasówki, a wieczorem nagrywaliśmy z chórem płytę i to trwało, trwało, trwało... do 23. We wtorek robiłam nowe pazurki i to też trwało. Najpierw przebijałam się przez Olsztyn autobusem podczas szczytu, potem 2 godzinki relaksu u pani Marzenki i znów telepanie się w autobusie do domu, gdzie padłam jak kawka (a miałam wyprasować stertę prania przed wizytą teściowej). Dopiero dziś trochę luzu. Nawet udało mi się pójść z synkiem po sandałki (nr buta: 41. Szok!). Przy okazji wypatrzyłam piękne japoneczki z ozdóbkami w stylu folk, nałożyłam na piękne szczupłe nóżki już nie zdjęłam. W zeszłym roku zamiast nóg przy takiej pogodzie miałam spuchnięte balony, a teraz nie mam tego problemu. Tfu, tfu, odpukać w niemalowane!!
Z dietką beznadziejnie z braku czasu, chociaż nie tragicznie. W każdym razie nie przejadam się, ale też nie mam czasu na vitalijkowe przepisy. Niestety własna inwencja twórcza nie służy mojej wadze, która tańczy sobie wokół 80 z zataczaniem się na stronę prawą. Cóż, jutro chwila prawdy! Przyjdzie mi nałożyć włosiennicę i posypać głowę popiołem i pokutować za grzechy łakomstwa.
Jutro w Barczewie (16 km od Olsztyna, gdzie właśnie mieszkam i pracuję) rozpoczyna się VI Międzynarodowy Festiwal Muzyki Chóralnej im. Feliksa Nowowiejskiego. Oczywiście zgłosiłam się jako tyw. "dobry duszek" do opieki nad chórami. To chyba dlatego, że cierpię na nadmiar wolnego czasu :) Zatem do późnego wieczora w niedzielę, będę miała czas zorganizowany. Niestety nasz chór nie może startować w konkursie, bo dyrektorem artystycznym i jurorem jest nasz dyrygent. A szkoda, bo I nagroda spora: 5000 zł. My tylko za dziękuję daliśmy koncert inauguracyjny.
Ależ się rozpisałam! To tak w ramach rekompensaty za niusprawiedliwioną nieobecność od niedzieli :)
jolakuncewicz
1 czerwca 2007, 11:39Zaglądam i zaglądam, czekam co nowego, a tu cisza. Mam nadzieję , ze wszysto gra i buczy.Posyłam pozdrowienia.pa.
ewaneczka
31 maja 2007, 19:41pewno znowu się dużo dzieje w Twoim zapracowanym świecie:), a u mnie cisza, spokój :) - przynajmniej póki co. W każdym razie już czekam na wakacje, pewnie podobnie jak TY:) Pozdrawiam
alykatoras
29 maja 2007, 12:58za wpis i odwiedzinki mojej stronki. Jest mi obecnie bardzo ciezko i smutno. Serce boli z zalu i tesknota... Dzisiaj sporo napisalam o ostatnich wydarzeniach, zapraszam zatem do siebie. Niewiem, czy to wyzalenie sie pomoze mi ale nie mam z kim o tym porozmawiac... Caluje i zycze milego dzionka. Pozdrawiam Kasia
panifoka
28 maja 2007, 19:38ryb spozycie na glowe w kraju podskoczylo, bo zywilam sie tylko tym jak na prawdziwa foke przystalo. Smazalnia Perla w miedzyzdrojskiej bazie rybackiej nie ma sobie rownych, a zoladkowa gorzka po wedzonym tlusciochu najlepszym lekarstwem!
jolakuncewicz
26 maja 2007, 12:15życzę miłego weekendu .Tak się zastanawiam,kiedy jesz, bo jesteś taka zabiegana.Dziękuję za odwiedzinki,pa.
GalaDali
26 maja 2007, 11:25jaka wspolapraca matka -corka :)zgrana z was druzyna!milego dnia i wszystkiego najlepszego z okazji dnia matki!
batoninka
26 maja 2007, 06:31Też tak mam!
mychaszka
25 maja 2007, 17:50gdyby tak córka wiedziała, że mówisz o niej że jest stara! ;P nie życzę, hehe ;P ja nie lubię lata... choć nie, to mało powiedziane - ja nienawidzę lata. a dokładniej - takich upałów - jest mi wtedy gorąco, kleję się do wszystkich a wszyscy do mnie, w autobusach i tramwajach śmierdzi potem, no a już do szewskiej pasji doprowadza mnie gdy ktoś trzyma się zaj poręcz a spod jego pachy wstają takie okropne, spocone włochy... ble... jest mało rzeczy, które mnie brzydzą, ale to działa skutecznie i mam ochotę wtedy zwymiotować, no i opalać się nie mogę - mam uczulenie na słońce :/ ale nie będę już o mojej niechęci do lata marudzić :) miłego weekendu!!
balbina
25 maja 2007, 11:25tylko musimy sie dobrze przylozyc, bo na razie to tylko obiecanki, ze juz jutro to na pewno. Przeciez potrafimy i jak bysmy chcialy to juz dawno osiagnelybysmy wymarzona wage. To do roboty, ale nie od jutra, tylko od teraz - pozdrawiam cieplutko :)
Anka24
25 maja 2007, 08:43to może jednak spróbujesz tej dietki kaszowej,Ja jeszcze niedawno ważyłam 65kg...przy takim wzroście jak Ty...z tendencją w górę...teraz dzięki dietce ważę 54kg...Jakbyś miała ochotę to przyłącz się...Trzymam kciuki...
Aweko
24 maja 2007, 21:18i Ty twierdzisz, że cierpisz na nadmiar wolnego czasu? Ja sie zastanawiam w jaki sposób wystarcza Ci 24 godzinna doba.Masz fantastyczy sposób na szybkie organizowanie przyjęć, zwłaszcza kiedy teściowa ma być. Jak będziesz tak pisała po kilku dniach nieobecności to ja wybaczam Ci dłuższe przerwy. Ewa
ako5
24 maja 2007, 19:08Po twoich wpisach, to nie sądze zebyś była leniem...Za to o sobie tak mysle , bo ubóstwiam lenistwo...A moze my jestesmy takie samokrytyczne hihihi Pozdrawiam Cie sredecznie Ala
Azya
24 maja 2007, 19:03A'propos japoneczek..... Wiesz, dokładnie wczoraj, kiedy to mąż namówił mnie do kupienia sobie "w końcu!" jakichś butów, miałam takie same przemyślenia. Ostatnio, kiedy próbowałam coś wcisnąć na nogę, kończyło się na klapkach w hipermarkecie za 5-6 złotych i o dwa rozmiary za dużych, żeby po prostu nie robić sobie poruty. Bo ani usiąść ani porządnie wciągnąć żadnego buta nie dawałam rady, a klapki to i bez mierzenia mogły być. I namęczyć się nie trzeba, bo ich nie mierzyłam nawet. A i pięciu złociszczy w razie co nie byłoby aż tak szkoda..... A wczoraj, mimo, że sporo jeszcze tego "skarbu" noszę, dużo łatwiej mi było w końcu przymierzyć te cholerne buty!!!! I nogi też jakby mniejsze...??? Ależ to miłe uczucie... A sandałeczki wprost piękne!! Kiedyś nawet nie pomyślałabym, że można się z takiej "głupoty" cieszyć... A jednak.... Trzymaj się "dobry duszku" i czuwaj nad chórami... Pozdrawiam Barczewo :) Aśka
ewaneczka
24 maja 2007, 17:36ale masz tych różnych zajęć na głowie. Nie dziwię się więc, że trudno Ci teraz dietkowac, ale najważniejsze by się nie przejadać i będzie dobrze. Pozdrawiam
krystalizacja
24 maja 2007, 16:48a czytajac Twoje wywody na temat braku czasu sama sie zastanawiam gdzie mi umknal tydzien...