Ale i tak nie jest źle: 0,7 kg mniej. Moja waga wraca do robienia mi kawałów. Znów w czwartek jest mniej niż w piątek i jestem wtedy zdegustowana zamiast się cieszyć ze spadku. Nie potrafię jednak nie ważyć się codziennie.
Ostatnie dni pod względem dietki były ok, ale nie miałam kiedy ćwiczyć. I to od razu widać. A teraz weekend i znów piwkowanie, ale też i tańce. Może się wyrówna.
Pucio piszczy, zatem w drogę!
stellabella
22 listopada 2007, 12:16Pozdrawiam
bezkonserwantow
20 listopada 2007, 18:18a ja normalnie mam jakąś schizę - ważę się codziennie, a jak się nie zważę to jakoś tak psychicznie źle się czuję.
ewaneczka
19 listopada 2007, 22:12dziękuję za miłe słowa. Zobaczysz w środę moje zdjęcie z wagą ponad 90 kg. Po zdjęciach widać jak bardzo się zmieniłam - twarz i figura. Będę Cię czytać - chudnij powoli, bo powolne chudnięcie ma dużo zalet. Pozdrawiam
ewaneczka
16 listopada 2007, 23:16Ja też nie potrafię nie ważyć się codziennie. Jednak przyjęłam zasadę, że na poważnie biorę wynik ważenia ze środy rano. I to dobrze na mnie działa. Udanego weekendu życzę. Pozdrawiam
ajaczka
16 listopada 2007, 19:38mniej to dobry wynik!
hipcia37
16 listopada 2007, 11:27Najważniejsze, że chudniesz. Myślę,że weekendowe biesiadowanie to coś, z czego trudno zrezygnować, ale też po co rezygnowac? Spotkania z przyjaciółmi to coś wspaniałego. Mamy sobie wszystkiego odmawiać, bo sie odchudzamy? Ale wciąż przecież żyjemy!
ako5
16 listopada 2007, 08:06Ciesz się , ze waga spada...A teraz bajlepiej pomysl o nadchodzącym weekendzie. Mam nadzieje , że sobie odpoczniesz. Pozdrawiam:)