Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Kajaczkowanie udane


Przez chwilę nie było prądu. Całe szczęście, że dopiero zaczęłam pisać, bo bym się chyba zdenerwowała :(
Wczoraj pogoda była wyśmienita: słoneczko, ciepełko, lekki zefirek. Wymarzona wprost na kajaki! Doczekaliśmy się wreszcie!
Ruchu miałam wczoraj pod dostatkiem. Nic dziwnego, że padłam już o 20.
Najpierw musieliśmy przejść ok. 4 km, bo samochody zostawiliśmy w punkcie powrotu. Szybkim marszem, bo jakoś tak czasu zbrakło. Niezła rozgrzewka! O 10.30 byliśmy już na wodzie. Ja w parze z psiapsiółką, z którą już się kiedyś skąpałyśmy. Tym razem obyło się bez przymusowej kąpieli. Jedynie książę małżonek zanurzył się po szyję, bo drzewo, na którym stanął przy przenosce nie wytrzymało jego ciężaru.
Zaczęliśmy spływ na Jeziorze Orzyc, przesmykiem dostaliśmy się na Orzyc Mały a potem bardzo urokliwym kanałem na Jezioro Pisz. Tam na niewielkim cypelku zrobiliśmy sobie popas, bo było już kole południa. Komary gryzły jak wampiry! Ale byliśmy przygotowani, zużyłam całe opakowanie Offa. Popaśliśmy się gdzieś z półtorej godzinki i dalej w drogę, już na rzeczkę Pisę. Polecam wszystkim gorąco tę traskę, bo urokliwa wielce. Według mojego mniemania, dużo, dużo ładniejsza od Krutyni! Samą rzeczką płynęliśmy ze trzy godziny. Nie forsowaliśmy się, bo były z nami świerzynki, które po raz pierwszy miały wiosło w ręku.
Po wszystkim ląduje się na stawie przy więzieniu w Barczewie, na którym ostatni burmistrz zamontował fontannę :))))
Jeśli ktoś chciałby powtórzyć nasz wyczyn, to trzeba tylko wejść na stronkę Straży Pożarnej w Barczewie. Oni zajmują się wypożyczaniem kajaczków i dowożeniem ich na miejsce.

Bardzo, bardzo fajny dzień spędziłam, tym bardziej było miło, że to moje imieninki :))))

Waga dzisiaj wskazała, chyba też w ramach prezentu, 93,1 kg (o 0,9 kg mniej niż tydzień temu), bo grzeczna wczoraj wcale nie byłam, oj nie! W ogóle cały ostatni tydzień sponsorowała dietka co najmniej dziwna, jeśli nie spaśliwa.

Wczorajszy bilans:
śniadanie: pół omleta
popas na spływie: kanapka z konserwą turystyczną i ogórkiem, pieczona kiełbaska, 2 kieliszki krupnika
w kajaku: 3 piwa, 10 (chyba) paluszków (nie swoich)
powieczorek (kolacja?): pyszne ciasto, jeszcze pyszniejze ciasto, najpyszniejsze ciasto.
Końcówka, to oczywiście u teściów, bo teść Alojzy świętuje imieniny razem ze mną :) Wg teściowej wszystkie ciasta były praktycznie bez kalorii ;)) I tej wersji będziemy się trzymać, bo w końcu dziś na wadze mniej i nie będę się zastanawiać dlaczego :))))

Zdjęcia ze spływu już wkrótce...