Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
{< @ >}



Równo rok temu zamieściłam taki oto plan:

Plan MAXIMUM (bo minimum to po prostu schudnąć, choć troszkę i nie przytyć)
Do końca stycznia 2013  - 95 kg
Do końca lutego 2013  - 93 kg
Do końca marca 2013  - 91 kg
Do końca kwietnia 2013 - 89 kg
Do końca maja 2013  - 87 kg
Do końca czerwca 2013  - 85 kg
Do końca lipca 2013  - 83 kg
Do końca sierpnia 2013  - 81 kg
Do końca września 2013  - 79 kg
Do końca października 2013 - 77 kg
Do końca listopada 2013  - 75 kg
Do końca grudnia 2013  - 73 kg

Z realizacją na początku było nieźle, potem się posypało. Były wprawdzie plany ratowania:

"Do końca stycznia 2013  - 95 kg (było 94,3) 
Do końca lutego 2013  - 93 kg (było 92,4) 
Do końca marca 2013  - 91 kg (było 89,5) 
Do końca kwietnia 2013  - 89 kg (było 88,3) 
Do końca maja 2013  - 87 kg (dokładnie tyle) 
Do końca czerwca 2013  - 85 kg (było 88,1) 
Do końca lipca 2013    - 83 kg (ważyłam się sporadycznie, było więcej)
Do końca sierpnia 2013  - 81 kg (było 90) 
Do końca września 2013  - 79 kg (jest 87,2)  
Do końca października 2013 - 77 kg
Do końca listopada 2013  - 75 kg
Do końca grudnia 2013  - 73 kg

Wygląda na to, że jestem 4 miesiące do tyłu. Nie szkodzi, nie musi być tak pięknie na sylwestra. Ważne, żeby było mnie mniej. Zmieniam cele:

Do końca października 2013 - 85 kg
Do końca listopada 2013  - 83 kg
Do końca grudnia 2013  - 81 kg

A potem walczę dalej i dalej, i dalej..."

Jeszcze październik zakończyłam wg planu i 22 listopada osiągnęłam nawet 83 kg, ale potem dopadł mnie coroczny dół jesienny i zakończyłam rok z wagą 87,7 kg.

W zasadzie plan minimum zrealizowany nieźle: schudłam przecież ok. 10 kg, więc nie zamierzam narzekać, tylko walczyć dalej i dalej, i dalej...

W sylwestra był nawrót choroby naszego Pućka. Chociaż wyniki miał bardzo dobre i weterynarze raczej mówili o wylewie lub o wewnętrznym ucisku jakiegoś guza, bo miał oznaki niedokrwienia mózgu. Walczyliśmy o niego, ale odszedł w nocy 3 stycznia. Patrząc jak się męczy, zaczęłam myśleć o zakończeniu jego cierpień. Chociaż wtedy zupełnie pękłoby mi serce, do końca życia nie mogłabym sobie darować, że może za wcześnie, że może poprawiłoby mu się. 
W domu pusto, wszystko przypomina naszego piesia. Jeszcze dzień przed sylwestrem nie było żadnych symptomów, biegał nawet sobie. Trudno mi o tym pisać...

Boję się tego nowego roku. Czeka nas parę rozwiązań spraw, które posypały się w zeszłym. Może być różnie. Chciałabym myśleć, że o Pucia upomniał się ten stary, niedobry rok, ten, który już minął.
  • gajka5

    gajka5

    8 stycznia 2014, 21:19

    :)

  • moderno

    moderno

    8 stycznia 2014, 21:11

    Z wszystkich sił i z całego serducha życzę Tobie , aby to był lepszy rok

  • ela61

    ela61

    8 stycznia 2014, 20:56

    Według mnie masz sukces!! Zrzuciłaś całkiem sporo!! I lepszego roku 2014:-))

  • benatka1967

    benatka1967

    8 stycznia 2014, 18:18

    lepszego roku zatem :)