Mam jeszcze chwilkę przed wyjazdem do Gdańska.
Jedziemy odwiedzić córkę. "Skontrolować" jak się urządziła na stancji, dokupić, co potrzeba, dowieźć, co zostało w domu a potrzebne.
Zatem dziś zero rowerka, za to biegałam po domu, żeby zdążyć wszystko spakować i o niczym nie zapomnieć.
Dietka pewnie pójdzie się bujać i znów cały tydzień trzeba będzie odpracowywać nadprogramowe kilogramy. Ale taki lajf, nie zamierzam płakać...
Wczoraj było pięknie! Nawet trzymałam się planu, tylko wieczorem zamiast maślanki zjadłam kaszkę smakiję z sokiem truskawkowym i się nawet oblizałam, taka dobra była!
Było też tango i nawet wcisnęłam rowerkowanie w ten coraz bardziej kurczący się czas. Nie miałam litości dla sąsiadów, zsiadłam ze swojego rzęcha przed 23 po przejechaniu 30 km. Skoro weekend będzie bez rowerka, to ten tydzień zakończę z bilansem 60 km :(((
Ale dziś rano waga była łaskawa pokazała nawet przez chwilę poniżej 83 kg :)))
Będzie dobrze!
Aktualnie pedałuję na granicy ze Słowacją. Teraz już wiem, dlaczego ostatnio zwolniłam, przecież to góry i to jakie wysokie. Jeszcze przez prawie 1000 km będzie tak "ciężko" ;)
mamagia
4 października 2009, 13:56Udanej wizyty u córci :)
joannab6
3 października 2009, 23:51jest źle.... z odwiedzinami dziecka dobry pomysł..... może i ja powinnam do córki do wawki skoczyć :)
renia1963
3 października 2009, 16:18Miłego pobytu w Gdańsku i do spotkania na trasie. Gonię Cię. Tych tang to Ci tak po cichu zazdroszczę ale cieszę sie również spadkiem wagi u Ciebie. Pozdrawiam serdecznie
malgocha0411
3 października 2009, 10:25zmęczyłam się czytając Twój wpis...bieganie , taniec i rowerek...tyle ruchu że powinno być to wynagrodzone...waga super...aby tak dalej
barbara.nowowiejska
2 października 2009, 23:55Widzę, że ostro wzięłaś się do roboty. Energia pozytywna z ciebie wręcz bucha! Super. Na efektu nie trzeba będzie długo czekać
gochat
2 października 2009, 23:30Masz dobrych sąsiadów. Moi, niestety, pukali w sufit nawet gdy z córką ćwiczyłyśmy z kasetą HERBALIFE-u. życzę przyjmności w Gdańsku.
fiocca
2 października 2009, 20:06hmm,taka kaszka musi być dobra :D a 60km uważam za niezly dystans :)
asyku
2 października 2009, 16:56i ja zastanawiam się jak moi sąsiedzi znoszą tuptanie:).Po ten mój pomocnik zaczyna skrzypieć,ale na szczęście na dole sąsiada nie ma, a i na górze ludziska w robocie....no to czyste sumienie mam:)do zobaczyska;)buziaki:)pa