Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Tydzień wyjęty z życiorysu.


Minął kolejny tydzień. Dwie starsze córki już zdrowe. Młoda jako że później zaczęła to się jeszcze męczy z katarem i pokasłuje. Jutro mamy wizytę u pediatry, zobaczymy co powie.

Niestety mnie się pogorszyło. Koło środy była duża poprawa, katar prawie zniknął, gardło prawie nie bolało. A w czwartek wszystko się zepsuło. Tak mnie zatkało, że w ogóle nie mogłam oddychać przez nos, głowa mnie bola. W sobotę zrobiłam irygację, a w niedzielę wstałam z szumem w uchu i takim dziwnym wrażeniem jakby dźwięki powstawały w uchu, a nie gdzieś tam w przestrzeni. Strasznie irytujące. Dzisiaj jadę do laryngologa. 

Jeśli chodzi o dietę, to się trzymam. Może więcej węgli wpadło, ale IF utrzymany, woda wypita. Z wodą idzie mi gorzej, bo mi się pić odechciało. Muszę wieczorem nadrabiać zaległości. Przez ostatnie dwa tygodnie w ogóle nie ćwiczyłam, nawet Tiffany poszła w odstawkę. Ostatnio bardzo mało się ruszam, szara rzeczywistość mnie cisnie w dół. Zmęczona i zestresowana jestem tym chorowaniem. Waga na dzisiaj 59,3 kg. Spadek 0,6 kg. Małymi kroczkami do przodu. 

W tym tygodni jadę na mini wakacje do rodziców. Nie będę się przez ten czas ważyć. Dodatkowo zaczyna się maraton imprezowy - chrzciny, urodziny - będzie się działo na przekór diecie. Postaram się jakoś trzymać. Pewnie w dni imprezowe zrobię OMADy. I węgli więcej wpadnie. Ech.