Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
sobota - dzień porządków i biegania :)


Kolejny piękny i słoneczny dzień :D Oby już tak zostało... 

Dzisiaj dzień porządków! Uporządkowałam szafę z rajtuzami i skarpetkami, stare wywaliłam, powiesiłam obrazy na ściany, które były niedawno tapetowane oraz porządnie umyłam podłogę. Po wielu jeszcze innych wykonanych czynnościach przyjemnie jest odpocząć w otoczeniu porządku i świeżego powietrza ;) 

Z samego rana (godz. 7:00) wypełzłam zaspana na poranne bieganie. Nosiłam w sobie to pragnienie już od dawna, ponieważ wiedziałam, że nie zawsze będę mogła biegać wieczorem. Chciałam zobaczyć jak to jest biegać rano. I się przekonałam. Mięśnie jeszcze nie przystosowane do większego ruchu, cała ja zaspana... Ale wytrwałam 30 min z czego jestem dumna, bo stawiałam max na 20 min. Teraz już tylko może być lepiej ;) 

W czwartek wylądowałam po raz drugi na siłowni. Czułam się już trochę pewniej niż za pierwszym razem. Miałam swój plan działania, który w całości zrealizowałam. W środę odwiedziłam pływalnię i przepłynęłam w sumie całą godzinę. Następna wizyta na siłowni jest zaplanowana na poniedziałek. Potem idę do pracy na nockę, a po pracy planuję iść na basen, chociaż zobaczymy, jak będę się czuła... 

Wczoraj w pracy tradycyjnie urwanie głowy. Na dodatek koleżanka odchodziła z naszego oddziału po ukończonym wolontariacie i przyniosła ciasto oraz czekoladki Merci... Tak, poległam... Ale ta porażka zmotywowała mnie właśnie do porannego biegania. Po pracy wracałam na piechotę dziarskim krokiem przez 1h. Kto mieszka we Wrocławiu to wie, że z Koszarowej na pl Jana Pawła II jest kawałek ;) Kolacji też nie jadłam tylko wypiłam dwa kupki zielonej herbaty. 

Muszę w końcu wyciągnąć swój rower! Męczy mnie jeżdżenie MPK... 

A dzisiejszego wieczoru znowu impreza urodzinowa! Potraktuję to jako podwieczorek i kolacja w jednym ;) 

Waga od dwóch tygodni ciągle stoi na 73 kg. Nie chce zejść poniżej, a ja już powoli tracę cierpliwość, chociaż jestem świadoma, że gdybym nie popełniła paru grzeszków to może i zobaczyłabym spadek... 

No nic trzeba żyć dalej i postępować tak żeby był następnym razem efekt ;) Grunt to nie poddawać się i mimo wszystko brnąć do przodu!