Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam 23 lata. Uwielbiam śpiewać, grać na gitarze i czytać książki. Do odchudzania skłoniło mnie moje własne bardzo zaniżone poczucie wartości. Jestem zakompleksiona, praktycznie nigdy nie byłam szczupła, ale chcę to zmienić. W zeszłym roku, w maju przerwałam starania o lepszą siebie z wagą 72 kg. W ciągu wakacji wróciły stracone kilogramy. Po wielu zrywach znowu wracam z nową mocą, motywacją i chęcią zmiany swojego życia!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6237
Komentarzy: 47
Założony: 30 grudnia 2013
Ostatni wpis: 25 maja 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Alice_Sz

kobieta, 33 lat, Wrocław

170 cm, 73.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 maja 2015 , Komentarze (1)

Właśnie! Po prostu nienawidzę korzystać z przebieralni w sklepach! Wiem, że ubranie należy przymierzyć przed zakupem, aby nie popełnić gafy, ale przeraża mnie odbicie w sklepowym lustrze. Ono pokazuje mi wszystko co w sobie nie trawię. Wielgachne uda, wypukły, obrośnięty tłuszczem brzuch i lejące się ramiona... Fuuu...

Ale nie ma tego złego co na dobre by nie wyszło, bo przynajmniej widok ten daje mi motywację do walki! Walki o ładniejszy, estetyczniejszy widok w tymże lustrze. 

Dziś troszkę poszalałam... 

Ś: omlet z 3 jajek z oliwkami, szpinakiem i pomidorkami koktaliowymi

II Ś: deser z Grycana: 2 gałki lodów (sorbet i jogurtowy) + jogurt naturalny + musli 

O: b-smart (frytki+twister), caffe latte + ciastko z KFC 

P: kawa mrożona z bitą śmietaną 

K: kasza jaglana z serkiem wiejskim 

Ruch: 40 min roweru, Mel B pośladki, ramiona, brzuch + Tiffany boczki = 40 min 

Wczoraj biegałam 40 min, jutro też mam zamiar pogalopować i do tego jeszcze poskakać na skakance 30 min. 

Obiecałam też sobie jutro odpuścić słodkie... zobaczymy na ile mi starczy silnej woli ;) 

19 maja 2015 , Skomentuj

Witajcie :) 

Po przeczytaniu książki o której wspominałam w poprzednim wpisie jest mega podbudowana i zmotywowana do działania. Gdy zdarza się pokusa zjedzenia słodkiego i niezdrowego mówię sobie "Jestem stworzona do lepszych rzeczy! Jestem stworzona do zwycięstwa!" I to działa, naprawdę :) Po za tym zaczęłam patrzeć na siebie łaskawiej. Ideałem z okładki gazety nie będę, ale jestem na swój własny sposób piękna! 

Wróciłam niedawno z biegania. Muszę przyznać, że miałam trochę zbyt długą przerwę... Jakieś pół miesiąca... I jestem podłamana swoją kondycją. Bo mimo codziennej jazdy na rowerze, 40-min ćwiczeń w domu to mimo to strasznie się męczyłam i sapałam... Wytrwałam do 20 min ciągłego biegu i takie duszności mnie dorwały, że musiałam sobie odpuścić... Dalej poszłam spacerkiem do domu. W trakcie próbowałam jeszcze parę razy zerwać się do biegu, ale duszności wracały! Może to z powodu sezonu na pylenie??? Coś strasznego... Chyba w maju odpuszczę sobie biegi na powietrzu a skupię się bardziej na basenie i siłowni... Ewentualnie spróbuję w porze porannej. 

Dietowo nie jest źle. Z racji rozpoczętego urlopu mogę sobie poeksperymentować w kuchni, bo i tak nigdzie nie wyjeżdżam z racji weekendowych studiów. Trzeba się do zaliczeń i sesji przygotowywać... 

14 maja 2015 , Komentarze (2)

Witajcie! 

Zbyt dużą przerwę zrobiłam w pisaniu, ale nadal jestem na właściwych torach :) Ćwiczę min. 4x w tygodniu, do pracy już na stałe jeżdżę rowerem, w drodze powrotnej wybieram ścieżki, które przebywam w 1,5 godziny. Chodzę na siłownię, basen, czasami idę też pobiegać na świeżym powietrzu. 

Z dietą bywa różnie, pokusy czasami są silniejsze ode mnie i może właśnie przez to waga spada mi topornie... Lepsze efekty widzę w obwodach i to mnie też motywuje. 

Ostatnio w moje ręce wpadła książka, która niby jest o odchudzaniu, ale też nie do końca..."Stworzona by pragnąć" Lysy Terkeurst. Autorka, która schudła sporo kg pisze o Bożej pomocy w tej walce. Odchudzanie to walka z pokusami, słabościami, czymś co nas niszczy (złe odżywianie, słodycze). To walka z szatanem, który pragnie naszego nieszczęścia. 

Jestem praktykującym Katolikiem, Bóg jest bardzo ważny dla mnie, ale nigdy, do tej pory, nie myślałam, że Jego może interesować moje zmaganie z wagą. Toż to takie małostkowe, płytkie! A tu się okazuje, że jednak ma pod tym względem bardzo dużo do powiedzenia. Wystarczy poczytać Pismo Święte, na którym głównie bazuje autorka książki. 

"Wystawili Boga na próbę w swych sercach, żądając strawy dla swego pożądania."

"Ale we wszystkim odnowimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował" 

"Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego(...)?"

"Nie bądź z tych, co winu hołdują lub mięsem się lubią obżerać; bo pijak i żarłok jest w nędzy, ospałość chodzi w łachmanach" Prz 23, 20-21 

"Bo nasycił tego, który jest zgłodniały, i łaknącego napełnił dobrami." 

"Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę". 1 Kor 6,12 

Autorka pisze, że "prawdziwa przemiana musi zajść w naszym sercu, tak abyśmy zapragnęły zmian w sferze duchowej, fizycznej i umysłowej". Chodzi o to, że zajadamy nasze duchowe braki, kompleksy, problemy życiowe, przez jedzenie świętujemy sukcesy, zajadamy nudę, jedzenie steruje naszym dniem... A to tylko jedzenie, niezbędne dla podtrzymania funkcji życiowych organizmu. Nie ducha i naszej psychiki! Kilogramy na wadze nie są wyznacznikiem mojej wartości! Są tylko liczbami, które ukazują masę mojego ciała. I to jest liczba zmienna, nad którą mam całkowitą kontrolę. 

Jeszcze nie skończyłam czytać tej książki, ale czuję, że jest strzałem w dziesiątkę do pomocy w pracy nad własną osobą. Zmiany w sferze psychicznej i duchowej będą odzwierciedlać zmiany na ciele. Taki jest plan! 

Stworzona, by pragnąć: tęsknoty kobiecej duszy

Z resztą, książka jest pod patronatem vitalii xD 

26 marca 2015 , Komentarze (1)

Mam już tego dość! Jak jest dobrze i nastrój dopisuje to zawsze szybko musi się skończyć i następuje dłuższa faza użalania się nad sobą. Czuję, że życie przelatuje mi jak piasek przez palce. Nie potrafię tego ogarnąć! Mam ochotę zawinąć się w kłębek w jakimś ciemnym pomieszczeniu i po prostu przespać swoje życie. Jest takie wyblakłe, nic w nim się nie dzieje, szara rutyna i tyle. Ale czemu narzekam?! Przecież to MOJE życie! To ode mnie zależy jakie ono jest. Dlaczego, zamiast narzekać, nie zacznę działać żeby czuć się dobrze, szczęśliwie i spełnionym?! 

Tak, potrzebuję porządnego kopa w tyłek! Bo inaczej zmarnuję swoją młodość! Co ja będę wspominała na stare lata? Wieczne użalanie się nad sobą, kompleksy i smutek związany z samotnością chyba... Nie chcę tak! 

Ruchowo nie jest źle. Średnio 3x na tydzień coś większego sobie organizuję. Raz siłownia, innym razem basen albo bieganie na świeżym powietrzu. Wszystko oczywiście trwające min 1h. 

Co do odżywiania... Zrezygnowałam z zupek dla niemowląt. To jest ohydne! Nie wiem, jak te maluchy mogą to jeść więcej niż raz dziennie. Głodna może i po tym nie byłam, ale ten smak... albo raczej brak smaku sprawiał, że miałam odruchy wymiotne, blee... A ludzie stosują tzw. dietę słoiczkową i wsuwają takich 10 słoiczków dziennie. Wolę normalne jedzenie, zdecydowanie :) 

Moja walka ze słodyczami trwa nadal i idzie mi coraz lepiej. Na ostatnim dyżurze nie skusiłam się na kawałek tortu. Odkryłam, że po grejpfrucie nie ciągnie mnie tak do słodkiego. Nauczyłam się robić omlety i teraz to stałe danie na śniadanie, gdy mam dzień wolnego. Najczęściej dodaję do niego otręby owsiane i cynamon. A na wierzch rozsmarowuję twaróg z powidłami, albo serek wiejski. I jest naprawdę sycąco ;) 

A waga... stoi w miejscu. Dobija mnie to, ale myślę, że muszę ten okres jakoś przetrwać i dać ciału na przystosowanie się do nowych nawyków. 

Zielona i czerwona herbata stale obecna w codziennym rozkładzie dnia ;) 

pozdrawiam! 

11 marca 2015 , Komentarze (1)

Takie właśnie przemyślenie mam po kolejnych zmaganiach w dążeniu po lepszą sylwetkę. Najpierw powinno coś zaklikać na trwałe w głowie. Zmienić podejście do jedzenia, do życia, do radzenia sobie z emocjami i zmiennymi nastrojami. 

Wypracowanie silnej woli jest ciężkie, pracochłonne i wymagające, ale po pewnym czasie czuć różnicę w życiu. Może nie zawsze jest idealnie, zdarzają się upadki, ale grunt to wracać na właściwe tory, o taaak :D 

Co robiłam przez ostatnie dni?

W poniedziałek byłam na basenie, popływałam żabką, kraulem przez 1,5 h. Czułam się usatysfakcjonowana tym wysiłkiem i z uśmiechem poszłam do pracy na nockę, która była wymagająca i nieobliczalna. Dlatego, gdy wróciłam do domu od razu padłam do łóżka. I mimo słonecznej pogody przespałam 6 h. Potem resztę czasu poświęciłam zaległościom w serialach xD "Once upon a time" wróciło! Ach... 

Dzisiaj za to poszłam na zakupy i uzupełniłam braki na mojej półce w lodówce (mama zgodziła się przeznaczyć część lodówki na moje potrawy dietetyczne :D) 

I tak sobie dzisiaj wymyśliłam, jak mogę spróbować wyciszyć "mały głód". Kupiłam sobie na wypróbowanie zupki w słoiczku dla niemowlaków. Nawet jest taka dieta popularna w Ameryce: "dieta słoiczkowa". Ale ja chciałam tymi słoiczkami zastąpić mniejsze posiłki, np. kolację. Dziś miałam dość obfite śniadanie, więc postanowiłam ograniczyć kolację właśnie do zupki ze słoiczka, która w sumie miała ok 150 kcal. Przed tym posiłkiem udało mi się jeszcze wybiegać 40 min oraz 10 min poświęcić na interwały.  

Jutro nastanie czas na pracę. Jadłospis zapowiada się następująco:

Śniadanie: 2 kromki chleba razowego, 1 jajko sadzone, liście sałaty i szpinaku, 1 pomidor, 2 plastry szynki. 

II śniadanie: chudy twaróg z jogurtem natural. i otrębami owsianymi + owoce suszone

Obiad: warzywa z patelni + 5 pierogów z kapustą i grzybami; 1 jabłko 

Podwieczorek: marchew + papryka do przegryzki. 

Kolacja: serek wiejski z natką pietruszki. 

A na piątkowy poranek planuję wizytę na pływalni :D Weekend za to zapowiada się intensywny intelektualnie, ponieważ mam kolejny zjazd na uczelni od rana do wieczora. W sobotę na dodatek będę po nocce... Oj, coś czuję, że z popołudniowego wykładu niewiele zapamiętam... 

Co ma być to będzie! 

7 marca 2015 , Komentarze (2)

Kolejny piękny i słoneczny dzień :D Oby już tak zostało... 

Dzisiaj dzień porządków! Uporządkowałam szafę z rajtuzami i skarpetkami, stare wywaliłam, powiesiłam obrazy na ściany, które były niedawno tapetowane oraz porządnie umyłam podłogę. Po wielu jeszcze innych wykonanych czynnościach przyjemnie jest odpocząć w otoczeniu porządku i świeżego powietrza ;) 

Z samego rana (godz. 7:00) wypełzłam zaspana na poranne bieganie. Nosiłam w sobie to pragnienie już od dawna, ponieważ wiedziałam, że nie zawsze będę mogła biegać wieczorem. Chciałam zobaczyć jak to jest biegać rano. I się przekonałam. Mięśnie jeszcze nie przystosowane do większego ruchu, cała ja zaspana... Ale wytrwałam 30 min z czego jestem dumna, bo stawiałam max na 20 min. Teraz już tylko może być lepiej ;) 

W czwartek wylądowałam po raz drugi na siłowni. Czułam się już trochę pewniej niż za pierwszym razem. Miałam swój plan działania, który w całości zrealizowałam. W środę odwiedziłam pływalnię i przepłynęłam w sumie całą godzinę. Następna wizyta na siłowni jest zaplanowana na poniedziałek. Potem idę do pracy na nockę, a po pracy planuję iść na basen, chociaż zobaczymy, jak będę się czuła... 

Wczoraj w pracy tradycyjnie urwanie głowy. Na dodatek koleżanka odchodziła z naszego oddziału po ukończonym wolontariacie i przyniosła ciasto oraz czekoladki Merci... Tak, poległam... Ale ta porażka zmotywowała mnie właśnie do porannego biegania. Po pracy wracałam na piechotę dziarskim krokiem przez 1h. Kto mieszka we Wrocławiu to wie, że z Koszarowej na pl Jana Pawła II jest kawałek ;) Kolacji też nie jadłam tylko wypiłam dwa kupki zielonej herbaty. 

Muszę w końcu wyciągnąć swój rower! Męczy mnie jeżdżenie MPK... 

A dzisiejszego wieczoru znowu impreza urodzinowa! Potraktuję to jako podwieczorek i kolacja w jednym ;) 

Waga od dwóch tygodni ciągle stoi na 73 kg. Nie chce zejść poniżej, a ja już powoli tracę cierpliwość, chociaż jestem świadoma, że gdybym nie popełniła paru grzeszków to może i zobaczyłabym spadek... 

No nic trzeba żyć dalej i postępować tak żeby był następnym razem efekt ;) Grunt to nie poddawać się i mimo wszystko brnąć do przodu! 

2 marca 2015 , Komentarze (2)

Witajcie w ten słoneczny dzień! 

Naprawdę pogoda sprzyja aktywności na świeżym powietrzu :) Dzisiaj mam dzień. aktywnego odpoczynku. W weekend miałam zjazd na studiach, tj. zajęcia trwały od 8:00-19:00. W niedzielę wieczorem od razu musiałam iść do pracy na nockę. Jak zawsze było intensywnie i aktywnie. Co prawda pospałam ok 3 h, ale byłam w trybie czuwania, ponieważ dyżury w szpitalu są nieobliczalne. 

Dzisiaj, po zakończeniu pracy, nie zwalniałam obrotów. Od razu udałam się do wrocławskiego aquaparku i wykupiłam sobie karnet studencki, na który namówiła mnie kuzynka. W pakiecie mam siłownię, albo basen. Mogę wchodzić codziennie przez miesiąc na 2h. Dziś, więc zaliczyłam siłownie. 30 min na bieżni, 20 min na stepie i 20 min na rowerku. Czułam, że moje mięśnie nie dadzą sobie rady z ciężarkami, więc je odpuściłam. W środę idę na basen. Myślę, że to będzie mój częsty wybór, ponieważ bieganie wolę zaliczyć na świeżym powietrzu, a do ciężarków i tak mnie nie ciągnie. Stawiam na solidne cardio... 

Nadal walczę z tzw. świadomym jedzeniem. Są momenty, gdy potrafię odmówić swoim zachciankom, ale są jeszcze i takie kiedy biorę do ręki mechanicznie wszystko co popadnie... Muszę nad sobą panować... Szczególnie właśnie po nieprzespanej nocce. 

Już się szykuję mentalnie na jutrzejszą dzienną zmianę w pracy. Brakuje mi jeszcze jednego dnia regeneracji, ale cóż poradzić, gdy już wśród koleżanek choróbska się szerzą i trzeba przejąć ich dyżury. 

Trzymajcie się cieplutko i cieszcie się piękną pogodą (mam nadzieję :)) 

26 lutego 2015 , Komentarze (5)

Witajcie!

Czuję się po prostu strasznie... taka zamulona, znużona, nie do życia. W nocy praca dała mi się we znaki. Ataki duszności, zaburzenie oddychania, demencja, przyjęcia, pobieranie krwi na badania, wychodzenie z łóżek, błądzenie po oddziale... Niby normalka w szpitalu, ale ile człowiek musi się nalatać, by opanować sytuację. 

Ale niesamowite wciąż jest dla mnie to, że... czuję się wtedy w swoim żywiole! Lubię swoją pracę. Kontakt z ludźmi, to, że mogę być ich przewodnikiem i opiekunem. Że jestem za nich odpowiedzialna i mogą mi zaufać. Owszem, są gorsze dni, kiedy mam ochotę zapomnieć o minionym dyżurze, ale najczęściej to głównie z powodu nawału obowiązków i zmniejszonej liczby personelu. Ale co się dziwić, że jest nas coraz mniej skoro perspektywa zarobków za ciężką robotę nie zachęca do studiowania tego kierunku. Związki ogólnopolskie planują na maj strajk ostrzegawczy, a we wrześniu generalny... Zobaczymy co z tego wyniknie. 

Zamówię sobie taką koszulkę: (jako fanka "Piratów z Karaibów") :D 

Dietetycznie porażkowo... Wróciłam, zjadłam 6 ciastek czekoladowych (były przepyszne!) i poszłam spać na 4h. Potem już było lepiej, bo na obiad miałam kapuśniak. Bardzo sycący i  rozgrzewający. Delicje! 

Na wieczór zaplanowałam sobie porządny bieg trwający 45 min i ćwiczenia na mięśnie brzucha. Na kolację kakao. 

Jutro znowu do pracy, tym razem na dniówkę. Oj, czuję, że będzie to intensywnie spędzony czas. Piątek=dużo wypisów, przygotowywanie oddziału na weekend, a część koleżanek poszło na zwolnienia lekarskie. Jesteśmy w okrojonym zespole przy maksymalnym obłożeniu oddziału (55 chorych). Będzie ciekawie... 

Na jutro zrobię sobie sałatkę warzywną składającą się z sałaty, pomidorów, papryki, ogórków kiszonych i marchwi, polane oliwą z oliwek. Do tego 3 placki ziemniaczane. Na drugie śniadanie wybiorę serek wiejski z bananem i borówkami. Do tego kanapka z masłem z avokado na podwieczorek żebym po powrocie do domu nie rzuciła się na wszystko co da się zjeść ;) 

W weekend mam zjazd na magisterce (sobota i niedziela od 8:00 do 19:00), więc czeka mnie pracowity okres... W poniedziałek sobie to odbiję aktywnym odpoczynkiem :D 

23 lutego 2015 , Komentarze (3)

Rano postanowiłam się zważyć, ponieważ poniedziałki to moje "chwile prawdy".

I się udało! -1 kg :D Mkniemy dalej po sześćdziesiątke z przodu, czyli muszę zwalić 3 kg. Niechby trwało to miesiąc, a nawet dwa, ale dam radę!

Dzisiaj idę na urodziny do koleżanki ze studiów. Ta to jest dopiero sportwoman... dla mnie motywacja w każdym gramie :) z dziewczynami z naszej paczki kupilysmy jej ciężarki 3 kg. Myślę, że będzie zadowolona. Już zapowiedziała, że upieczenia dietetyczne ciasto żebym się nie martwiła. Kochana <3

Ja już po śniadaniu, które obejmowało jajecznica z dwóch jajek, z papryką, natką pietruszki i płatkami owsianymi. A zaraz zrobię sobie dzbanek zielonej herbaty, którą uwielbiam.

Z ćwiczeń to mam zamiar dzisiaj pobiegać i wykonać ćwiczenia z wczoraj. Jutro dzień w pracy, więc wrócę wypruta z sił. Może zrobię sobie spacer na dalszy przystanek, zobaczymy... muszę wyciągnąć swój rower i do niego wrócić po zimowej przerwie. Bo przyznam szczerze, że jestem bardziej wypoczęta gdy wracam z pracy właśnie na rowerze, a szczególnie, gdy ten powrót trwa godzinę, bo specjalnie wybieram wtedy dużo dłuższą drogę :)

Dobra, idę spłukać maseczkę z włosów, do zobaczenia!

Edit: 

Prezent okazał się strzałem w dziesiątkę, Ola zapowiedziała, że za trzy miesiące pochwali się nam efektami treningów z handlami. Ciasto było z gorzkiej czekolady i z otrębami owsianymi. Koniecznie następnym razem wezmę przepis :D Pograłyśmy trochę w planszówki, kalambury i powspominałyśmy stare czasy. To był dobrze spędzony czas... 

A po powrocie obiadek składający się z warzyw uduszonych w rondelku i kotlet z piersi kurczaka (obdarty z panierki, której moja mamcia niestety nie żałuje). 

Udało mi się, tak jak zapowiedziałam, pójść pobiegać. Bałam się, że z dnia na dzień mięśnie nie będą chciały współpracować, ale po rozgrzewce poszło z górki i wybiegałam 45 min! Jest moooc :D 

Po treningu zasłużone kakao. I koniec. Czas iść spać, bo jutro pobudka o 4:40 i całodniowa praca. Wrócę z pewnością zmęczona i myśląca o ciepłym łóżeczku... 

Plany żywieniowe na jutro: 

Śniadanie: 2 kromki chleba pełnoziarnistego z sałatą, szynką drobiową, papryką, kawa Inka, i jajko.

II śniadanie: pół kostki twarogu chudego + jogurt naturalny + otręby owsiane + pomarańcz 

obiad: warzywa na patelnię + 1 kotlet 

podwieczorek: marchewka, papryka i ogórek kiszony do przegryzienia 

kolacja: pół kostki twarogu + jogurt naturalny 

Mam nadzieję, że wytrzymam przy powyższych postanowieniach. W pracy idzie mi to łatwiej, bo mam stałe pory przerw (jeśli nie dzieje się coś niespodziewanego typu reanimacja, czy pogorszenie stanu pacjenta). Ale po powrocie do domu mam wrażenie, że mój organizm domaga się odreagowana i wtedy pochłaniam "złe rzeczy". Muszę mu wynaleźć alternatywę... I wreszcie włączyć siłę świadomości do walki z niepożądanymi zachciankami!

 Dobranoc! 

22 lutego 2015 , Komentarze (1)

Właśnie, tak sobie myślę, że chyba warto tutaj wrócić... Z wagą i motywacją jest coraz gorzej. Praktycznie stoję w miejscu, zero progresu. I jestem tym mocno zażenowana...

Obiecałam sobie już w zeszłe wakacje być 65 kg kobitką, a tymczasem ciągle tkwie w punkcie wyjścia, czyli z wagą 74 kg.

Od początku lutego wróciłam do biegania. Staram się wybiegać min. 40 min i co 2 tygodnie zwiększam dawkę o 5 min. Teraz jestem na stałych 45 minutach. Mały sukces, który mnie cieszy, ponieważ jeszcze we wrześniu konieczne były przerwy marszowe między bieganiem.

Do biegu dorzuciłam ćwiczenia wzmacniające mięśnie brzucha, najczęściej Mel B i inne standardowe, które niejedna z Was zna.

Kolejny mały sukces to taki, że lekko wchodzę w ubrania o rozmiarze 40/L, a XL to już ze mnie zlatuje ;)

I chyba takimi małymi sukcesami powinnam się cieszyć, bo w końcu małymi krokami dotrze się do celu.

Jeśli chodzi o odżywianie... to tutaj zaczynają się schody. Tak, wiem, że to 70% sukcesu, że abs robi się w kuchni itd. Ale ciągle mam problem z tzw. "świadomym jedzeniem". Najczęściej polegam na impulsach, które karzą mi brać byle co, byle jak i byle gdzie. Byle dostać jeść. Czasami mam wrażenie, że to nie żołądek prosi o jedzenie, ale emocje, które pragną odreagowania. Koniecznie muszę coś z tym zrobić! W końcu to JA jestem Panią własnego ciała. Jeśli chcę wprowadzić regularne posiłki o stałych porach zgodnie z moim zapotrzebowaniem kalorycznym to to ZROBIĘ! Bo to moje wybory, moja samoświadomość i moje życie :)

Dlaczego wróciłam? Bo rodzina i znajomi mają dosyć mojego wyżalania się, ciągłego ględzenia o zdrowym stylu życia itp. A tutaj przynajmniej wiem, że jeśli ktoś będzie czytał moje wypociny to przynajmniej chociaż troszkę się tym zainteresuje.

Dzisiaj udało mi się wybiegać 45 min oraz wykonać ćwiczenia wzmacniające mięśnie brzucha. Na razie jedna seria, bo więcej nie dałam rady, ale mam zamiar co tydzień zwiększać ich ilość ;)

Najgorzej, dla mnie, wychodzi pogodzenie pracy z odchudzaniem. Pracuję jako pielęgniarka na 12 godzinne zmiany. Za dnia dieta wychodzi mi super, ale po nocce jestem wstanie zjeść wszystko co mi się nawinie w zasięgu wzroku. Np. dzisiaj wróciłam i od razu rzuciłam się na makowiec. Zjadłam 3 kawałki po czym poszłam spać na 4 h. Nocne zmiany również zaburzają mój zegar biologiczny przez co jestem bardziej podatna na tycie. Ale nie mam zamiaru się tym usprawiedliwiać! Bo, jak już wcześniej pisałam, to kwestia moich świadomych wyborów!

Tak, więc do boju! Nieważne czy zajmie mi to 3 miesiące, 6, czy cały rok. Dojdę do 65 kg ;) Ach, chociażby do października na ślub kuzynki... Tak, to będzie moja motywacja :D