Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
5 dzien


hahahaha - dzis wielki ubaw z dieta.
Dzis dzien zadumy i odwiedzin wszystkich zmarlych na cmentarzu.
Nie zapomnialam zrobic i zabrac ze soba drugiego sniadania (surowka z porow, pomidorow i papryki). na wypadek jakbysmy nie wrocili wczesniej do domu. Oczywiscie godzina jedzenia wypadla w drodze z jednago cmentarza do drugiego. W brzuchu pusto i zaczyna ssac, nie wiele myslac wyciagnelam suroweczke i wcinam. Niedlugo to trwalo, pozostali pasazerowie skarzyli sie ze strasznie smierdzi cebula. Na nic zdaly sie tlumaczenia ze to nie cebula tylko por. Dyskusja jaka powstala na ten temat pozwolila mi na zasycenie glodu. Pozniej jzu bylo z gorki - "wielka wyzerka" obiad i kolacja. Bylam najedzona, chociaz mialam smaka na inne rzeczy.

Jutro okrutny a zarazem mily dzien. Wizyta na obiedzie u rodziny. Oczywiscie juz sobie zalozylam ze bede jadla wszystko to co inni i slodkosci tez nie omine. Wieczorem jestesmy jeszcze zaproszeni na kawe do znajomych - oczywisci ciasto tez bedzie. Czarno to widze w ilosciach kalorii. Jutro pewnie zjem tyle co w caly tydzien. Z drugiej strony nie moge sie doczekac, az pod pretekstem spotkania moge sie obzrec.
Mam tylko nadzieje, ze przez te kilka dni stosowania diety zoladek wystarczajaco sie skurczyl iz nie pozwoli mi pochlonac tony zarcia.