Poddałam analizie mój sposób odżywiania i to jak zmienił się od czasów kiedy byłam szczupła. Bo ja nie zawsze byłam gruba. Były czasy, kilka lat temu, kiedy przy moich 170 cm wzrostu ważyłam 56-57 kg i czułam się ze sobą naprawdę świetnie.
Wtedy chodziłam do gimnazjum i potem do liceum, a większość posiłków przygotowywała mi mama. Z reguły nie było to nic specjalnego, więc jedzenie nie budziło we mnie większego zainteresowania. Jedzeniowy rozkład jazdy prezentował się zwykle mniej więcej tak:
6.30 I Śniadanie: herbata + 1 kromka chleba z szynką / serem / dżemem lub jogurt i pół bułki z masłem. Wstawałam zwykle wcześnie rano i nie potrafiłam nawet siłą wcisnąć w siebie nic więcej. Nie pijałam kawy. W weekendy jadłam płatki z mlekiem.
10-12 II Śniadanie: Kanapka (2 kromki chleba) z szynką i serem + woda/sok. Czasami do tego jabłko albo jakiś inny owoc. Zwykle zjadałam połowę albo wcale, bo właściwie nie cierpiałam tych kanapek które dostawałam do szkoły.
14-16 Obiad: To co zrobiła mama, zawsze jednodaniowy obiad. Jeśli to była zupa wydziwiałam nad talerzem bo nie lubiłam zup, jeśli drugie danie to zjadałam (często zostawiałam ziemniaki).
19.00 Kolacja: Różnie, z reguły to były... znowu kanapki. Czasami jakaś kiełbaska na gorąco lub gotowane jajka. Czasami sałatka.
Mama pilnowała żebyśmy nie jedli już nic po kolacji, a kolacji nie jadło się później niż o 20.00. Mogłyśmy z siostrą zjeść 1 słodką rzecz w ciągu dnia (np. 1 cukierka albo 1 ciastko). I nie miałam pieniędzy na jedzenie na mieście.
Na oko liczę, że musiałam jeść w tych czasach około 1700 kcal.
A potem.. Na studiach wszystko się zmieniło.
Musiałam nauczyć się gotować sama i zamieszkałam z moim chłopakiem. Przestałam jeść śniadania. Robiłam tylko pyszne rzeczy które uwielbiałam, nauczyłam się pić hektolitry słodkiej kawy z mlekiem w ciągu dnia i bardzo często kupowaliśmy słodycze i słone chrupki. Mój chłopak jest bardzo wysportowany i potrafi zjeść naprawdę mnóstwo jedzenia i nie przytyć (np. jajecznice z 8 jajek na śniadanie albo cały talerz kanapek) i ja przy nim też powiększyłam swoje porcje. O częstym jedzeniu na mieście (kebaby itp) już nie wspominając...
Na dzień dzisiejszy uważam, że uzależniłam się od jedzenia. W szczupłych czasach było mi ono zupełnie obojętne, zwykle nawet mi nie smakowało.. Fajnie by było wrócić do nawyków z tamtych lat.
judytaniepyta
14 kwietnia 2015, 08:14Często tak jest, że tyje się, będąc w szczęśliwym związku. Jesteśmy siebie pewni, dogadzamy sobie wspólnie spędzając czas na pysznym jedzeniu, dodatkowo organizm kobiety sugeruje, że jest gotowy na potomstwo. Niestety receptą na to nie jest bycie nieszczęśliwym :P Bo zajadanie problemów też przecież nierzadkie.
AllAmore
15 kwietnia 2015, 11:07Cóż, wszelkie okoliczności losu są więc przeciwko nam, odchudzającym się kobietom ;-) Może za wyjątkiem chorób typu salmonella albo złapanie jakiegoś tasiemca :P Osobiście nie zajadam może stresów, ale zajadam nudę.. więc lekarstwem na podjadanie jest ciągle być zajętą w moim wypadku.
nieplaczmy
12 kwietnia 2015, 13:18Najgorsze w tym wszystkim jest to, że osoby, które jedzą sporo i nie zwracają na to uwagi, wcale nie tyją :D. Mój przyjaciel, z którym gram w zespole, jest w stanie zjeść sześć słodkości naraz. Na przykład pączek, dwa donuty, drożdżówka, ciastko francuskie itp :D. Do tego zabiera ze sobą do szkoły kanapki zrobione z połowy chleba i zazwyczaj jeszcze coś dokupuje. Nie pojmuje tego, jak może tyle wcinać, ale jest chudziutki :D. Co do jedzenia w związku, to ja właśnie też przez to wróciłem kiedyś do jedzenia jakiś chipsów, ciastek, lodów. Co się poszło na spacer, to lądowaliśmy w domu z nowymi, niezdrowymi rzeczami. Coś w tym jest.
AllAmore
15 kwietnia 2015, 11:04Może nic już potem nie je w ciągu dnia? ;-) Albo nie wiem.. rośnie jeszcze?
nieplaczmy
15 kwietnia 2015, 11:07Oj je, rozmawiałem z nim o tym :D. Ma dziewiętnaście lat, więc wątpie, że jeszcze rośnie :>.
PannaNikt93
12 kwietnia 2015, 11:35Taaak, ja mam to samo. W gimnazjum byłam szczupła, w liceum też, ale na studiach wszystko się pozmieniało... Niestety ta swoboda uderza niektórym (nam) do głowy i u mnie jest efekt- 15 kg więcej. Ty byłaś bardzo szczupła więc sądzę że Ci się uda powrócić do starych nawyków jak to pisze koleżanka pod spodem :) zresztą widzę, że ważysz 73 kg, więc chyba nie jest tak źle! Trzymam kciuki :)
AllAmore
12 kwietnia 2015, 11:55Ojj tak.. Uderzyła mi do głowy bardzo. Zwłaszcza, że w domu jadłam zawsze nudne i nieciekawe rzeczy.. Teraz widzę, że te ograniczenia do słodyczy i godzin kolacji miały jednak sens.
tully15
12 kwietnia 2015, 11:17U mnie tak samo porcje wzrosły przy partnerze, to samo ze słodyczami heh, co było efektem bardzo szybkiego tycia. Zazdroszczę Ci kiedyś takiego wyniku, mnie się nigdy coś takiego nie udało. Łatwiej będzie Ci wrócić do czegoś co już kiedyś było, niż wypracować sobie to od zera ;) Powodzonka!
AllAmore
12 kwietnia 2015, 11:26Oby! Ale ja wcale wtedy o tym nie myślałam, w ogóle nie interesowała mnie ani moja waga ani co będzie na obiad..Obiad to była raczej przerwa od aktualnych zajęć niż coś na co bym czekała. Może to właśnie jest klucz - pozbyć się obsesji na punkcie jedzenia i jeść żeby żyć a nie żyć dla jedzenia..
tully15
12 kwietnia 2015, 11:37Hmm pewnie tak :) mnie się to nie udaje niestety, uwielbiam jedzenie <3 tylko jem go znacznie mniej i staram się zazwyczaj wybierać rozsądniej. Ale powodzenia, trzymam kciuki by się udało :)