Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Cześć jestem Kasia, jestem aktualnie na ostatnim roku psychologii. Z nadwagą borykam się w zasadzie od zawsze. Staram się pracować nad tym, aczkolwiek tak jak udało mi się zmienić wiele rzeczy, które nie do końca mi pasowały i pozwalały funkcjonować tak jakbym chciała. Niestety jeszcze nie skupiałam się aż tak naprawdę żeby naprawdę schudnąć :) No nic do wielu razy sztuka :P

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2244
Komentarzy: 46
Założony: 23 sierpnia 2011
Ostatni wpis: 27 września 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Alriss

kobieta, 35 lat, Łódź

168 cm, 104.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 września 2018 , Komentarze (13)

Witam,

okazuje się, że chudnięcie nie jest takie proste. Zamiast spalać - przybieram kilogramy...ehhh. A tu wciąż to 5 kg do stracenia. Taaa.... Niby do końca listopada jeszcze daleko, lecz jak się patrzy z perspektywy kolejnego tygodnia, w którym zamiast zrzucać przybieram to ten cel się oddala. Niestety to tylko i wyłącznie moja wina. Jest coś teraz we mnie co blokuje mi możliwość zaangażowania się w odchudzanie. Z jednej strony chce tego z drugiej jednak podjadam. Więc jak to jest naprawdę? Nie mam niestety dość mocnej motywacji! Ale jak to jest możliwe? :O Czy zbliżający się nieuchronnie moment, w którym będę tyć i tyć i skończę jako idealna kula, nie jest wystarczającą motywacją? Chce być chuda! (Albo chociaż może chudsza niż jestem teraz) Ale chyba nie tak bardzo jak mi się wydaje...Chcę móc być dumna z mojego wyglądu i znowu odczuwać ten rodzaj przeszywającej pewności siebie, i tego że jestem ładna. Nawet jak ważyłam 80 kg miałam to uczucie. Czułam się ładna i silna. Pewna siebie.  Teraz też czasami to czuję, ale gdzieś w głębi zakamarków mojej głowy cichy szept podpowiada mi nikczemnie "Nie powinnaś". I ma rację, więc się nie czuję i smucę.

Co robić? Jak się obudzić? Wiem, że jest to konieczne, nie da się tego obejść. Potrzeba dużo cierpliwości, by czekać na efekty. Lecz jak się przekonać do tego? Jak zrobić ten krok i w sumie jaki, by lawina ruszyła? Bo robię codziennie jedzenie, zdrowe z Vitalii. Chodzę dwa razy w tygodniu na zajęcia z trenerem osobistym. Staram się jeździć na rowerze. Więc jak mam to ruszyć? Co jeszcze robić? Jak robić? Eh...mam dzisiaj uczucie niemocy. Takie przeszywające dość mocno. Pytam i pytam, lecz naprawdę w tej właśnie chwili, pisząc to wszystko nie znam odpowiedzi na te pytania.

To tak na koniec, żeby rozjaśnić trochę sytuację i zrobić taki solidny rozrachunek:

  1. Dieta - jest + podjadanie czasami czegoś (lipa straszna, powiedzcie jak się tego pozbyć?!)
  2. Woda - zdecydowanie za mało! (rozwiązanie - aplikacja na tel przypominająca mi o piciu. Zobaczymy jak zadziała)
  3. Cola...... -  niestety jeszcze jest (Jestem totalnie i niepodważalnie uzależniona. Czytam właśnie o tym jak zamienić ten nawyk na inny...bo przestać nie umiem. Więc czytam fachową literaturę. Ludzie wychodzą z uzależnień, więc czemu miałoby mi się nie udać? Chociaż z drugiej strony jestem uzależniona też od tycia ^^ Więc....)
  4. Trening - jest! (na razie 2 razy w tygodniu z trenerem + czasami rower po 18 km dziennie, jak jadę do pracy i z powrotem. Wciąż nie wdrożyłam ćwiczeń Vitalii - nie chce mi się...strasznie smutne, ale chce być szczera przed sobą i przed wami)

No i tak sobie trwam w tym moim życiu i tyciu. Jak macie jakieś rady, to będę wdzięczna. Na dziś koniec :)

Pozdrawiam Was Wojowniczki i Wojownicy!

18 września 2018 , Komentarze (13)

Witam,

dzisiaj skorzystałam z wagi i się zmierzyłam. Postaram się dokumentować to by móc widzieć postępy bądź ich brak. Wagę mam jednak większą niż miałam wpisane na początku, ale to nie problem. I tak startuje z ponad 100 kg. 

To tak w ramach wstępu. 

Mam dzisiaj zakwasy po wczorajszym treningu. Chodzę od czerwca na treningi 2 razy w tygodniu z trenerem osobistym (mniej lub bardziej regularnie). Gdyby nie to, że wciąż jadam śmieciowe jedzenie i przerywam zdrowe odżywianie, prawdopodobnie już bym schudła więcej niż nic :) Tak, jak to opisuje i się nad tym wszystkim zastanawiam to zaczynam dostrzegać to błędne koło w jakim się aktualnie znajduje. Wydaje mi się, że pierwszym krokiem do zmiany jest zmiana naszego postrzegania jakiejś rzeczy. Wiecie, w końcu mieć takie wow i zrozumieć gdzie popełnia się błędy. Chodząc 2 razy w tygodniu na ćwiczenia do tej pory miałam przekonanie, że jest ok. Cóż, jak widać nie jest i w końcu chyba nadszedł moment zmiany mojego postrzegania na mój zakłamany zdrowy tryb życia. Kreowanie i życie w złudnym przeświadczeniu, że jest dobrze potrafi oddalić postawiony cel daleko od zamierzonego czasu jego spełnienia, czego jestem żywym przykładem. Najgorzej jest w momencie kiedy nie widzi się tego, że nasze zachowanie nie przybliża nas do realizacji celu jak w moim przypadku. Dlatego, to wszystko opisuję i powoli zmieniam to błędne postrzeganie. Co prowadzi mnie do tego by mieć nadzieję, że pisanie tutaj pomoże utrwalić i jednak przeżyć zmianę mojego postrzegania i zmianę moich nawyków.

Okej moim celem na tą chwilę jest zrzucenie 40 kg. Vitalia przewiduje, że z jej dietą oraz ćwiczeniami, schudnę do wagi 65 kg do 8 sierpnia 2019 roku. 

1 krok to spalenie 5 kg do 29 listopada 2018 roku. Zatem challenge accepted! Bo co innego mi pozostaje? :) Wyznaczenie celu jest najważniejsze, podzielenie go na mniejsze części prowadzi do zwiększenia prawdopodobieństwa dotarcia do niego. Zatem racjonalne i logiczne pobudki mnie przekonują. Postaram się okiełznać swoją niesubordynację i z nadzieją w oczach, głowie i sercu będę działać do spełnienia celu :)


Pozdrawiam Was wojowniczki i wojownicy :)

14 września 2018 , Komentarze (20)

Dzisiaj jest 2 dzień ponownego rozpoczęcia przeze mnie zdrowego odżywiania się. Całe życie mam nadwagę, więc tych drugich dni było wiele. Chociaż jestem pewna, że tych pierwszych było zdecydowanie więcej, wiecie takich pierwszych pierwszych i po nich nie następowało nic :) 

Odchudzam się co jakiś czas od ponad 10 lat i nadal pozostaje w wadze między 80 a 100, co jakiś czas tracąc na wadze i zyskując. Heh...chociaż w tym jestem wytrwała, mimo, że nad tym nie panuje. 

Siła nawyku przerywania zdrowego jedzenia oraz ćwiczeń jest na tyle silna, że tak sobie trwam w próżni co jakiś czas rozpaczając nad losem smutnej grubaski. Nie chce być gruba. Otyłość sprawia, że jestem smutna. Pisząc to również odczuwam smutek. Są to niezaprzeczalne fakty, które i tak nie motywują mnie na tyle mocno by wytrwać w postanowieniach schudnięcia 30 kg. 

No nic, niewykluczone, że pisząc tutaj co jakiś czas o tym co czuję i jak sobie radzę da mi szansę przeżycia tego wszystkiego inaczej. Zazwyczaj "walczę" z nadwagą sama, więc kto wie? Droga z pamiętnikiem możliwe, że pomoże.

Pozdrawiam was, wszystkie wojowniczki oraz wojownicy i życzę powodzenia :)