Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
problemy ważne i te mniej.


No nie mogę jeść! O to się modliłam, ale babeczki, bez przesady. Ciężko mi wcisnąć w siebie cokolwiek. Może patrząc na jadłospis tego nie widać, ale ja mogę porównać swój wilczy apetyt nieustannie od 20 lat. To straszne ile mogę w siebie wpakować. Kojarzę wątek vitaliowy na którym dziewczyny wpisywały ile najwięcej zjadły. Dobrze, że nie jestem sama, choć życzę Wam jak najlepiej 

9.00 bułka z paprykarzem i pomidor
14.00 będzie gołąbek (mniam!)

po obiedzie o kolacji zapominam. To trwa tydzień. 

Nie ukrywam, że wpisywanie tutaj takich porcji jest przyjemniejsze niż "nazarłam się jak świnia" to satysfakcja miesza się jednak z malutkim strachem, że coś nie tak ze zdrowiem. 

Nikt nie wie, o tym, ze mam zaburzenia odzywiania. Dlatego ważne dla mnie jest napisanie tego tutaj. Wygadałam się kiedys po pijaku jeszcze w liceum swoim ówczesnym przyjaciółkom, ale kazdy ma swoje zycie i w miare szybko o tym zapomniały. Jednak bardzo mądra dziewczyna uświadomiła mi, że mam poważny problem i powinnam pogadać z psychologiem. Do tej pory sie nie odważyłam. Głównie z tego powodu, że w miare nad sobą panuje. Nie wiem czy moge to juz nazwac bulimią. Najczęściej zdarzą mi się to co kilka miesięcy przez ok tydzien, kiedy wymiotuje co najmniej raz dziennie. Wiem jakie są konsekwencje dlatego szybko powracam do równowagi. Narazie tyle. Przeczytałam ostatni akapit i jestem w szoku. Słowa napisane brzmią o wiele gorzej od myśli.