Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wiem, ze nic nie wiem. Kurwa.


Siedem kanapek! SIEDEM.. tyle dzisiaj zeżarłam

siedem kanapek (chleb cieniutko) z szynka drobiową     700
naleśniki z serem, 2 szt                                                   400
3 pomidory, 2 ogórki                                                     100
3 nektarynki                                                                   150    //      1350

kcal na oko. Dużo? Nie. Zdrowo? Nie. Schudnę? Nie. No żesz kurwa mać! Lubię kanapki, mogę jeść na okrągło, ale do czego to prowadzi? Nie nawpieprzałam się słodyczy a z odchudzania i tak wielka dupa. 

Zła jestem na siebie, na wszystko, w życiu nie będę szczupła. Ja wiem, że te żarcie to nie koniec świata, ale nie jestem o ani jeden kroczek bliżej celu. Wydaję mi się, ze mam dość niskie zapotrzebowanie energetyczne. Wydaję mi się, że dużo nie jem, ale potem słyszę od szczupłej koleżanki, ze zjadła szklankę zupy i objadła się na cały dzień. Waży 52 kg. A człowiek czyta te bzdury, że trzeba jeść. Tak na zdrowy rozum, jeżeli nie będzie sie jadło, to spadnie metabolizm, ale w końcu organizm będzie musiał pobrać energię z tłuszczu. A to znów anoreksja, efekt jojo i pozamiatane. A może lepiej nie robić nic? Pozwolić,  żeby wszystko regulowało się samo. Kiedy używasz zbyt wielu kosmetyków do twarzy czy włosów to efekt jest odwrotny do zamierzonego. Może z wagą jest to samo? Od dawna sie nie ważyłam. NIE MAM ODWAGI.