Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
fitnesy i takie tam


Wczoraj byłam drugi raz na zajęciach sexy pupa :D po ostatnich zakwasy utrzymywały się 3 dni. Byłam skonana... i myślałam czy aby nie jestem już wystarczająco sexy ;) Wczoraj - na drugich zajęciach - chyba trochę oszukiwałam bo mięśnie prawie w ogóle nie piekły a ze mnie nie leciały strużki potu. Prowadząca fajnie motywuje, nie wiem jak to określić...? trochę nachalnie?. Mam wrażenie, że to nie do końca jest bezinteresowne - pyta po kilka razy kto kiedy będzie, a dlaczego nie, kto zostaje na następne itp. Nie zagłębiając się bardziej - laska jest na tyle skuteczna, że zostałam na kolejne zajęcia UWAGA! aeroboxingu! coś, na co nigdy bym się nie wybrała z własnej woli okazało się strzałem w dziesiątkę. 8) Przede wszystkim nie ma miejsca na nudę bo jest bardzo intensywnie. Różne kombinacje ciosów bokserskich z hantelkami, kopnięć, brzuszków. Pracują ręce, plecy, brzuch - wszystko na co nie miałam pomysłu i najgorzej wygląda. 

W poniedziałek byłam znów na zumbie, tym razem z inną prowadzącą. To moje 3 podejście i chyba wystarczy. Bardzo lubię układy na stepie itp ale czysto fitnessowe, a tutaj jakieś kocie ruchy, ludzie w lewo, ja w prawo. No nie czuję tego klimatu i wynudziłam się ostatnio jak mops. 

A tak poza tym, że ostro ruszyłam dupę i nawet nie podjadam to waga stoi w miejscu, nawet delikatnie rośnie. Trudno. Widocznie nie wszystkich szybkie rezultaty są pisane. Nie jestem z tych, którzy potrafią cały dzień być na 1 jabłku.