Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wtorek 91,0?


Wczoraj byłam względnie grzeczna

- 2 kanapki z warzywami i jajkiem

- talerz rosołu

- sporo mięsa gotowanego, kilka klusków, kapusta kiszona

- kawałek ciasta u babci, jabłko, mandarynka

Razem ok. 1700 kcal  

Nie mogę schodzić niżej przy karmieniu piersią. 

Dzisiejszy pomiar średnio zadowalający, ale nie ufam tej wadze. Dzisiaj wracamy od rodziców, więc jutro zważę się na swojej osobistej 😂 w końcu nie mam po czym tyć i te cyferki może sobie wsadzić w nos. 
Gdzieś kiedyś przeczytałam, że warto ważyć się na jednej wadze. Nie ważny jest de facto wynik, a tendencja spadkowa.  

Na wsi życie toczy się inaczej. Zawsze jest coś do zrobienia, jest podwórko i jakaś wspólnota. W naszym mieszkaniu w mieście czuję się jak w klatce. Ciągle to samo, przez spaliny i mały metraż można sprzątać absolutnie codziennie.  Tylko mąż, telewizor i co najwyżej chodzenie po sklepach. Na wszelkie rozrywki trzeba wydać mnóstwo kasy. Ech, może na emeryturę wrócę na stare śmieci ☺️

W odchudzaniu najbardziej lubię wyliczanki. Np. że chudnąc po 2 kg miesięcznie do końca roku mogę ważyć 68 kg. I zwykle po tej sferze marzeń wracam do starych nawyków 🤷🏼‍♀️ taki ze mnie osioł. 

ustalam sobie cel na luty - 88 kg. Niezbyt wyśrubowany ale z nikim się przecież nie ścigam. 
Czekam na otwarcie branży fitness. Oni też muszą zarobić. Nie potrafię zmobilizować się w domu tak jak w grupie. Na zajęciach pot leci po tyłku i nie ma wybacz. A te zakwasy jakie są piękne...

U rodziców dodatkowo skorzystałam z rowerka stacjonarnego. 3 x 10 km. Wielkie 💩 ale półtora roku nie robiłam nic. 
kiedyś (15 kg temu) potrafiłam zrobić 3-4 treningi 2 h w tygodniu i nie byłam zadowolona ze swojego ciała. Chyba byłam ślepa! 

***** ***!!!