NIE MUSICIE TEGO CZYTAĆ. BĘDZIE TO BARDZO DŁUGI WPIS.
JAK TO BABA MUSZĘ SIĘ CZASEM WYGADAĆ:)
Ciężko mi dziewczyny,oj ciężko. Wywracam moje życie do góry nogami. Łamie dawne postanowienia. To trudne. Nie odchudzanie, ale zmiany, które za tym idą...
Muszę być twarda!
Muszę ciągle powtarzać jak mantrę, że to dla mojego zdrowia.
Wczoraj zrozumiałam, że nie ma gorszej przeszkody niż ludzka psychika. Wszystko, absolutnie wszystko, zaczyna się w głowie.
Moja głowa niestety za mądra nie była. Teraz to widzę, ale zawsze uważałam, że wiem lepiej od lekarza co jest dla mnie dobre.
Od 2008 r choruję na niedoczynność tarczycy. Raz się leczyłam, za chwilę przestawałam. Miałam czas to szłam do lekarza po receptę. Tak przy okazji od czasu do czasu zrobiłam badania krwi. Miałam to gdzieś. Bo co może mi zrobić tarczyca? Mnie? Młodej, zdolnej, niezależnej. Zresztą jaki student ma czas na bieganie po lekarzach. Po co? Przecież jest tyle ciekawych rzeczy do zrobienia. Byłam głucha na tłumaczenia.
Od 4 może 5 lat nie jem mięsa. Tak po prostu postanowienie noworoczne. Już jako dziecko próbowałam, ale wymiękałam przy kotlecie z piersi. Mama wiedziała co robi:) Ale kiedy byłam już pełnoletnia nie mogli mi nic zrobić. Naczytałam się o byciu wege. Zobaczyłam zdjęcie biednej, wykrwawiającej się krowy a obok zdjęcie hamburgera ze znanej sieciówki z dopiskiem: "Własnie tak wyglada Twój hamburger". Przemówiło to do mojej wyobraźni i z dnia na dzień zrobiłam sobie prezent na Nowy Rok. To było jedyne postanowienie, które utrzymałam od początku do końca. Pasował mi ten styl życia. Kocham zwierzęta, więc ratuję je przed pożarciem. Nie robię cmentarza ze swojego żołądka, żyje w zgodzie z naturą. No i najważniejsze to najzdrowsza dieta.
Jak się później okazało zdrowa, ale nie dla każdego...Zaczęły się dziać ze mną dziwne rzeczy. Nie będę się zagłębiać. W każdym razie moja 80-letnia sąsiadka wygląda lepiej i ma lepszą formę ode mnie. Byłam jak zombie. Wzięłam urlop na uczelni, bo nie byłam w stanie ogarnąć siebie a co dopiero otaczający świat. Spakowałam manatki i wróciłam do domu. Poszłam do lekarza. Moje wyniki były tragiczne.
Zgłosiłam się do znanej, zachwalanej Pani doktor z miasta X.(endokrynolog i specjalista od spraw dietetyki). Zabrałam wyniki, przeprowadziła wywiad środowiskowy i zjechała mnie na czym świat stoi, że jak mogę być tak nieodpowiedzialna i robić sobie taką krzywdę. Już nawet nie chodzi o to jak i czy się leczę, ale o moja dietę. Wmawiała mi,że to głównie przez mój wegetarianizm, że przez moje widzimisię wyniszczam własny organizm.Wizyta skończyła się na tym, że wyszłam obrażona z gabinetu trzaskając drzwiami. W domu oznajmiłam, że więcej tam nie pójdę, bo ta głupia guła na niczym się nie zna.
Doszłam do wniosku, że skoro nie muszę płacić za wizyty u endo to może dietetyk pomoże mi schudnąć i dobierze dietę do mojego stylu życia. On niestety potwierdzil tezę poprzedniczki. Tłumaczył jak dziecku, że dieta wegetariańska to wróg chorej tarczycy. Białko uzupełniałam soją i strączkami. A tu niespodzianka nie powinnam tego jeść, bo spowalniją pracę tarczycy. o ilości węgli nie wspomnę...Plus brokuły, kapusta, kalafior. Przez tyle lat żywiłam się czymś co ich zdaniem mnie wyniszczało.
Nie zdecydowałam się na dietę, bo dalej chciałam być mądrzejsza od nich. Po 5 latach zaczęłam interesować się własną chorobą. Czytać, pytać, dowiadywać się. I o zgrozo. Oni mieli rację. Punktem zapalnym były już wcześniej wspomniane spodnio-szorty;D
Dotarło do mnie, że to co wydaje się dobre dla mnie niekoniecznie jest dobre na mojego organizmu...
Zdecydowałam się na dietę, która w moim przypadku jest ogromną zmianą w życiu, bo zawiera mięso i ryby. Powoli wprowadzam to czego wyrzekałam się przez tyle lat. Jest mi cholernie ciężko, przeżuwam i płaczę.
Ciągle powtarzam, że to dla mojego dobra, bo wszystko zaczyna się w głowie.
ambus
30 stycznia 2013, 23:08Dziękuję, że chciało Wam się to czytać;* Jesteście naprawdę kochane!!! Teraz już wiem jak bardzo sama sobie zaszkodziłam i, że problemy z tarczycą to niezłe paskudztwo;( Z czasem unormuję wyniki to i spadek kg ruszy. Nunny o ciąży wiem i póki co nie miałabym szans. Mam zdecydowanie za wysokie TSH.
nunnyy
30 stycznia 2013, 20:48wcale nie było tego tak dużo do czytania :D a co do tarczycy- to ja także ją leczę, lecz na szczęście jak się dowiedziałam, że na to choruje wiedziałam o niej już bardzo dużo, bo moja mama choruje na nią od X lati często o tym coś czytałam. teraz już masz wyniki w normie, jednak cały czas mam jeszcze kurację hormonalną, nie wiem czy wiesz, ze chore na tarczyce często mają problemy z zajściem w ciąże, na prawdę nie warto sobie tego bagatelizować, cieszę się, że doszłaś do takich wniosków :)
Piczku
30 stycznia 2013, 20:45kochana ja tez choruje na niedoczynność tarczycy (wyszło jak byłam w ciąży, wcześniej bym na to nie wpadła a miałam pewne objawy już) i pewna pielęgniarka (jestem studentką położnictwa, wiec mam praktyki w róznych szpitalach wiele peięgniarek i lekarzy poznałam) podłapała temat jak rozmawiałam o tym ze znajomą i powiedziała, ze jej córka tez na to choruje i jakaś prywatna Pani Doktor przy okazji dietetyczna powiedziała ze ma rano zjadać np. 3 zółtka i 3 łyzki masła po pierwsze dostarcza duzo energii na rano a po drugie niby dobrze wpływa na chorobe i ogólnie mówila ze dietetyczka zaleciła jej diete Kwaśniewskiego (mieso, jaja, śmietana, sery itd.) i podobno jej corce bardzo poprawiły się wyniki, ja prawde mówiąc nie sprawdzałam no bo w ciąży raczej zadne dziwne diety nie wchodzą w gre, a teraz prawde mówiac się olałam trochę na chorobę...
Sidus
30 stycznia 2013, 20:14Chciałam się kiedyś przestawić na wegetarianizm ale nie potrafiłam teraz myślę, że skoro od prehistorii nasi przodkowie jedli mięso, tak mamy organizm zbudowany, że go potrzebujemy to właśnie takie podejście jest zgodne z naturą bo tak jesteśmy stworzeni. o.O taką mam trochę filozofię na ten temat :D powodzenia życzę w wracaniu do zdrowia i mięsa. Wierzę że morze być ciężko ale dasz radę. :D