Waga nic się nie rusza, nawet z okazji @(końcówki, chociaż to wszystko mega rozregulowane teraz mam:/) jeszcze wskoczyła sobie w górę, jak zobaczyłam dziś prawie 71kg no to szloch i cały dzień w pizdu... Okey. Przyznaje dietowanie nie idzie mi dobrze, ale nie idzie mi też aż tak źle, żeby waga wciąż stała! 9 kwietnia mam wizytę u kolejnego endokrynologa - tym razem Kobitki i liczę, czytając opinie, że się mną zaopiekuję i nie będzie patrzeć tylko na same wyniki TSH, ale też i na objawy. Nie wiem czy to jakieś jednodniowe efekty jo-jo, 3 dni jem ładnie, potem mi nie wyjdzie i znów na wadze 70kg trochę mam przez to doła, a jeszcze nie mam czasu nawet na orbitreka, mam 3 tydzień już egzaminy, dziecko, gotowanie obiadków, zakupy itd.... Czuję się zaniedbana i nie atrakcyjna, chociaż mam świadomość tego, ze nie jest ze mną AŻ tak źle, żeby w ogóle się w ten sposób żalić, ale wpienia mnie, ze zwisa mi brzuszek tłuszczowo-ciążowy, wkurzają mnie moje uda gdy siadam i robią się z nich placki, a jeszcze mam takiego pecha, że większość dziewczyn z którymi mam zajęcia są jak patyczki, wiec łypie na nie okiem trochę z zazdrością, trochę ze smutkiem, ale nie motywuje mnie to na tyle, żeby po nocy siedzieć i ćwiczyć, mam jakiegoś doła do ćwiczeń i diety, nie potrawie znaleźć w sobie motywacji z przed roku... ALE! jest światełko w tunelu, chyba naprawdę pójde do tej dietetyczki z mojej miejscowości, jak usłyszałam, ze lekarze z Piły, których znam od małego nawet do niej wysyłają pacjentki/pacjentów no to musi być kobita dobra, gotować lubie wiec to najmniejszy problem, a ruch... znajdę w sobie siły, czas i motywację! Musze...