Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
...jest coraz gorzej...:( :(



W tym miejscu chciałabym podziękować tym z Was które w jakiś sposób próbowały mi pomóc, pocieszyć.... Doceniam, szczerze.

Niestety sprawy idą w złym kierunku dla mnie. depresja atakuje ze wzmorzoną siłą, opanowuje mój umysł wdziera się w każde zakamarki świadomości i kontroluje moje mysli. Oto co się dzieje :( osoba, która nie wie co to stan depresyjny nie potrafi sobie tego uzmysłowić.

Wciąż nie mam pracy, a pani D nie pozwala mi uwierzyć że ją zdobędę, ba nawet "zabrania" mi rozsyłać CV sugerując że z takim i tak każdy mnie wyśmieje... Więc wciąż koczuję w domu, rozmyślam o wszystkich otaczających mnie problemach... Nie widzę nic pozytywnego w otaczającym mnie świecie....

właśnie w tym momencie doszłam do szokującego wniosku.. a c jeśli wszysko dookoła mnie jest OK? co jeśli mój związek się nie sypie? a tylko ja sobie tak wmawiam? co jeśli wszystko było (lub jest OK) aletylko i wyłącznie przez moje ciemne widzenie świata się psuje? taka mała dygresja, wpadła mi szybciochem do głowy, ale nie rozjaśniła na tyle umysłu abym mogła w nią bezapelacyjnie uwierzyć....:(

Z moją jedyną podporą w tych trudnych dniach jest coraz gorzej... wszędzie widzę czarny scenariusz rozstania, wszędzie doszukuje się śladów Jego niechęci do mnie... a to nie zadzwonił, a to woli sie z kumplem spotkać, a to napisał nie akiego smsa jakbym chciala... już mnie nie kocha, już nie chce ze mną być, tylko po cholerę w takim razie wykupił wycieczkę w egzotyczne miejsce?? :( tak romantycznie chce się ze mną rozstać??
jeśli to zrobi, nic mi już nie zostanie. PUSTKA. 

W rodzicach, mimo że bardzo ich kocham a oni mnie, i nie jestem z patologicznej rodziny, nie mam oparcia. Z nimi też nie rozmawiam... nie wiedzą co się ze mną dzieje... Przyjaciele? Większość wyjechała, a Ci którzy starają się mnie wysłuchać, twierdzą że wszystko wyolbrzymiam i moje problemy "to nie problemy", nie chcą mnie słuchać. Nie dziwię im się, ja w kółko marudzę, największy optymista by wysiadł przy mnie.....wiem o tym... ale nic nie potrafie z tym zrobić. Widzę tylko negatywne strony wszystkiego. Cokolwiek by to nie było.... nie zasługuję na szczęście. Nie jestem dobrym człowiekiem, bo mimo że (raczej) nie krzywdzę innych, wyrządzam sobie ogromna krzywdę. Doskonale niszczę sobie życie. Każdy jego aspekt. Nie wiem co będzie jutro. I chyba nawet nie chcę myśleć.

Dieta? nawet o niej nie myslę. Dieta to teraz mój najmniejszy problem....