Kilka razy z rzędu położyłam się spać lekko głodna, trochę też ćwiczyłam, choć idzie mi to straaasznie opornie* . Dietę trzymam, kalorie liczę na oko. Jem w miarę normalnie, ale na śniadanie zamiast 4 tostów jem 2, sporo piję wody i zielonej herbaty, zrezygnowałam z deserów po obiedzie, nie jem przed snem, słodycze staram się jeść tylko w weekend, ale też w rozsądnych ilościach - ostatnio np. były lody BigMilk albo 2 batoniki Kinder Mleczna Czekolada, pół Snickersa, itp. I co najważniejsze, do szczęścia nie potrzeba mi 2 tabliczek czekolady, "zasłodzona" na cały dzień jestem połową batona - efekt zjedzenia czegoś dobrego jest, a kalorie (i pieniądze!) są zaoszczędzone w kieszeni. Że też wcześniej na to nie wpadłam! Dobra, do rzeczy! Dziś nie powstrzymałam się i weszłam na tę wagę, czułam, że mogę ważyć mniej. No i proszę - dziś na wadze 62,9 kg!!! Dodam, że zbliża mi się powoli okres, a mimo to, spadek jest! Juhu! Aż chce się w to brnąć!
* od nudnych dywanówek i bezsensownego biegania wolę basen, rower, spacer, jakąś grę zespołową. Zazdroszczę czasem ludziom, którzy odnajdują radość w wyczerpujących treningach!
A tutaj coś dla zmotywowania: