Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Trzecia noc z rzędu zaliczona :D


Dziś 578 kcal. Do adwentu miałam w planie zejść poniżej 60 kg, ale nie wiem czy mi się to uda po ostatnich błędach i wypaczeniach ;)Ale jak nie teraz, to za tydzień już na 100% będzie zmiana kodu. Rany! I będzie jak 13 (!?!?!?!) lat temu, gdy zeszłam poniżej tej magicznej granicy. Tylko, że wtedy nie miałam zmarszczek i byłam wiecznie głodna przez głupie głodówki :p

Oby tylko choróbsko mnie całkiem nie rozłożyło. Od ponad miesiąca bujam się z kaszlem i katarem. Drugi raz jestem na antybiotyku z powodu zapalenia oskrzeli. W piątek kupiłam jednak nebulizator (drogie draństwo - 130zł!), bo lekarka poradziła, że bardziej mi się opłaci to przy dwójce dzieci, niż wypożyczanie. No i faktycznie, inhaluję się ja i dziś zaczęłam także Oleńkę, bo mi bidulka też okropnie kaszle. Podobno to ściekająca ślina przez rozpoczynające się ząbkowanie daje jej tak popalić. Oby tylko nie rozwinęło się to w infekcję :( Moja maleńka.... Szymon też kaszle i ciągle ma lekki katarek, ale osłuchowo jest ok. No zobaczymy...Pani doktor martwi się bardziej mną, niż dzieciakami i mówi, że da mi L4 na wyleczenie się, a mąż ma wziąć opiekę na dzieci i się nami zająć :D(smiech) No ale mamy przecież nie idą na chorobowe ;)Faktycznie, mogłabym nie wychodzić na zakupy, ale naprawdę szkoda mi i dzieci i mojej psychiki. Ostatnio siedzieliśmy w domu trzy dni po stawianiu baniek i myślałam, że mnie rozniesie! O Szymonie nie wspomnę....Póki pogoda pozwoli i nie padnę z gorączką (a na to się na szczęście nie zanosi), będę wychodzić chociaż na godzinkę, żeby złapać trochę świeżego powietrza i przegonić smętne nastroje plączące się wrednie po głowie ;)