Elementy wysokiego ryzyka to takie punkty w mojej rzeczywistości, kiedy czuję wyraźnie jak głęboko jestem ukryta pod warstwami tłuszczu. Występują, gdy np. tak jak wczoraj idę na kąpielisko ( a jak mam nie iść??!!mieszkam po drugiej stronie ulicy!!),idę wraz ze szczuplutką córką i jej dwoma szczupluteńkimi koleżankami, wykładam się wraz z tym wspaniałym trio (9,12,15 lat) pomiędzy boginiami fitnessu i figury. I wtedy zawsze wystawiamy się na ryzyko ,iż odczujemy ten dysonans. Eh. :-(. mam wtedy dwie możliwości, albo nie zwracać uwagi na ciekawskie spojrzenia, bądź też zaszyć się w swoim nieszczęściu w domu przed kompem jak już było w ubiegłym roku. Ale nie. tym razem nie poddam się bez walki. Najpierw wejdę w spodnie sprzed dwóch lat. Potem zajmiemy się resztą. Nie jem słodyczy , ale złamałam "zakaz" na białe pieczywo. Po całym dniu na dworze i po jednej marnej sałatce owocowej zwyczajnie miałam smaka na bułeczkę z pomidorem. Zaczynam dojrzewać do ruchu. Rozpracowuję to magiczne A6W na yotube, ale ciężko jak chol...A brzuch o jest niestety pierwszy element ,który trzeba załatwić. Niestety jak widzę nie będzie bezboleśnie.
hanka10
5 sierpnia 2012, 12:34Powodzenia !
anja...
5 sierpnia 2012, 12:01trzymam za Ciebie kciuki ;)