Jestem u progu ciężkiego tygodnia. Nadrabianie tygodniowych zaległosci w biurze po chorobowym, do tego bieżące sprawy, no i jako perełka - 4 kolosy w weekend. Podczas mojej nieobecnosci doszedł nowy zwyczaj- zamawianie frytek do biura- ekstra. Ale jak się wstaje o 5 tylko po to by poćwiczyć z Jillian- jakoś łatwiej zapanować nad apetytem.. Kalorii wczoraj stuknęło prawie 1300. Dam sobie wycisk przez te dwa miesiące, Zacisnę zęby i dam radę, swoją drogą, wstaje się kiepsko (zwłaszcza, ze pracuję w papierach do połnocy), ale po cwiczeniach jakoś lepiej mi się ogarnąć. Mam szansę może kiedyś to polubić.
tully15
14 kwietnia 2015, 22:37Podziwiam za tą wytrwałość w porannym wstawaniu :) ja bym nie dała rady..
alicja205
14 kwietnia 2015, 18:35Od jakiegos czasu Ci kibicuje i trzymam mocno kciku za powodzenie. Wzbudzasz mój podziw wstajac tak rano i cwicząc!
ania961
14 kwietnia 2015, 19:06Dziękuję za kibicowanie, każda przychylna dusza w tej walce ma ogromną moc.