Dziękuję za ciepłe słowa otuchy pod poprzednim wpisem:)
Poradziłam sobie z tą chwila bezsilności:) Wsziadłam na rowerek stacjonarny i wypociłam cały smutek i zal:)
W sobotę dietowo było tak na "pół gwizdka" Dużo zajęć przed południem uniemozliwiających pilnowanie godzin posiłków. Pod wieczór po kilkudniowej przerwie poszłam pobiegać. Alez byłam mile zaskoczona, bo dystans z którym przed @ miałam problem, pokonałam prawie bez przerwy na marsz:))) No cóż... wieczorkiem mała impreza iiiiiiiiiiiiiii... piwko;P Potańczyłam nieźle więc w sumie nie miałam wyrzutów sumienia, a waga rano była zadowalająca więc luzik;)))
Niedziela juz grzeczna, bieganko też było więc jest ok.
Wagi nie podaję bo dziwne figle mi płata, więc ostatecznie powiem co i jak 7 lipca. Ale widze po ciuchach że brzuch mi zmalał i uda w koncu zaczynają wyglądać znosnie więc się nie przejmuję.
Dzisiaj będzie urodzinowo u znajomych więc pewnie nie pobiegam. Dobrze, że mam rowerek który odkurzam w dni kiedy nie moge biegac hihi:)))
Pomimo chłodu i chmur, miłego dnia życzę:))
korbaaa
20 czerwca 2011, 21:27ohh ten rowerek..moja siostra tez na nim mega schudla a tylko dlatego ze traktowala go nie jaki mus, bo dzis musze, bo sobie odbiecalam ale jako terapie odsterowujaca czyli klotnia z mezem, problemy w pracy, fochy dzieci i syf w domu...czyli zycie ;) ja juz szukam w internecie cos ciekawego dla mnie ;)
iamnotperfect
20 czerwca 2011, 14:18Taki rowerek to dobra rzecz:)
betames
20 czerwca 2011, 14:18zle zrozumialas moj wpis.,.. ja jestem wesola osoba na ogol a poplakalam sie dzisiaj jak moj facet traktuje mnie jak mnie traktuje na ogol nie mysle o tym jaka jestem z wygladau staram sie to zmienic ale brakuje mi sil jak widze ze nikt mnie w tym nie wspiera i jeszcze doluje . Pozdrawiam