Dziękuje Wam bardzo za słowa otuchy. Bardzo to dla mnie ważne, że mogę na Was liczyć;)
Wczorajszy dzień był po prostu nie do opisania. Takiego stanu to ja chyba nie miałam nawet po śmierci męża...
Miałam wczoraj rano bardzo dziwne i niewytłumaczalne zdarzenie, z którego nie mogłam otrząsnąć się aż do wieczora. W sumie w ostateczności całe szczęście nic się nie stało, ale mogło być groźnie.
Przepraszam, że nie opiszę szczegółowo ale nie chce do tego wracać.
Napięcie zeszło ze mnie wieczorem i NAWET znalazłam siły na sprzątanie, pranie i takie tam domowe zajęcia.
Wieczorem miałam nawet ochotę wybrac się na Zumbę, ale mój starszy, 11 letni syn boi się zostawać sam z młodszym bratem, więc musiałam obejść się smakiem;/. Mieszkam w dość sporej odległości od rodziców i problemem byłoby ściągnięcie któregoś do opieki w wieczorowej porze...
Nie piszę tu że czuję sie rewelacyjnie bo do takiego stanu to jeszcze oho ho, ale dzisiaj jest troszke lepiej z samopoczuciem, więc....ciiiiiiiiii byle nie zapeszać.
Dieta??? hmmmm no cóż.... jem jak zwykle a waga jak zwykle... w górę. dzisiaj 65,1 MASAKRA!!!
Chyba jednak wybiorę się do dietetyka, bo niby nie jem kalorycznie i jem zdrowe produkty, ale coś jest nie tak, że waga nie spada. Wiem, że tarczyca też ma swój udział w procesie nie chudnięcia u mnie, no ale to nie znaczy, ze skoro jestem chora to mogę sobie tyć bezkarnie! o co to to nie!!!
Będę na wiosnę wyglądała ładnie bez oponek, pontonów golonek i takich tam tłustych frykasów na moim ciele! Tak ma być i tak się stanie! AMEN:))
Miłej środy.
Jeszcze raz dziękuje za wsparcie ***
TinyGirl
5 października 2011, 16:24Amen! :) dietetyk napewno pomoże :) i oby się dobry trafił :) pozdrawiam!!
pyzia1980 (moderator Vitalia.pl)
5 października 2011, 15:42Znajomi nawet Ci wirtualni musża być razem i się wspierać :) Buźka!
magdalinka26
5 października 2011, 11:37No cóż co nas nie zabije to nas wzmocni;) Ostatnie przemyślenia bardzo mi się podobają i tego się trzymajmy;)!!!