Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Po kolei


Pizzy nie było, była za to miła kawa. Kiedy zadzwonił, że nie może iść na pizzę, bo jak zwykle coś tam coś tam coś tam oczywiście niesamowicie ważnego, byłam pewna, że standardowo zostanę olana... Ale jednak chciał się spotkać. Powiedziałabym, że było bardzo miło - koleżeńsko miło. Koło 20 już było po randce 

Wczoraj z kolei zjadłam dwa obiady - pierwszy na lunch (ten był w miarę okej: kurczak nadziewany brokułami, szpinak i surówka), drugi na kolację (i tu już było mniej dietkowo: też kurczak dla odmiany zapiekany z szynką parmeńską i serem, pieczone ziemniaczki i jakieś mega ostre warzywa z patelni, których prawie nie tknęłam). Do tego wypiłam trylion piw i wyrwałam jakiegoś małolata. Wyrywanie małolatów jest fajne - wystarczy im powiedzieć coś totalnie głupiego, np. "ale masz zmarchy pod oczami" i już są cali zajarani 

Pomimo wczorajszych grzechów waga bez zmian - 59 kg. 

Dzisiaj wstałam bardzo późno (bo i spać poszłam o dość nieludzkiej porze). Zjadłam do tej pory 2 grzanki z grahama z serkiem pomidorowym, kiełkami brokułów i szynką szwarcwaldzką (biedronka rulez). Nie mam pojęcia do zjeść na obiad. Nie mam też mocy, żeby iść do sklepu po jakieś składniki 
  • Kometka81

    Kometka81

    16 lutego 2013, 14:01

    hmmm...zgadzam się z tym "miło" ;)