Dzisiaj drugi dzień imprezkowania. Wczoraj wypiłam parę drinków (z sokami, a nie słodzonymi, gazowanymi napojami- choć miałam ochotę na mirindę- choc tyle silnej woli wykazałam) i zjadłam 2 cukierki czekoladowe. Dzisiaj z wyrzutami sumienia wskoczyłam na orbiteka i zrobiłam 12 km (mój nowy rekord). I dzisiaj już stosuję się dokładnie do diety, choć wszyscy zajadali się pysznościami od rana. Ale cóż dobre samopoczucie wymaga wyrzeczeń! Dobrej nocy. Lecę do gości- ale obiecuję, że już nic nie będę jadła, a piła będę tylko wodę mineralną- ale gazowaną (dobrze, że imprezka przeniosła się do nas, to mam okazję jeść to co chcę i mogę- czyli dostosować się do poleceń diety)
Cypryskaaa
30 stycznia 2012, 12:53małe grzeszki to jeszcze nie koniec świata :)) Baw się dobrze :)
cel70
28 stycznia 2012, 22:59u nas w poniedziałek imprezka, przygotowuję właśnie jedzonko, ale tylko dla gości, ja się na pewno nie ugnę!szkoda marnować dotychczasowe efekty! Ty też się trzymaj Kochana!
MartaSajdak
28 stycznia 2012, 21:00miłego imprezkowania i żeby waga się nie pogniewała!!! :*
czas.na.zmiane
28 stycznia 2012, 20:59więc oby waga ładnie spadła :D
Abuja
28 stycznia 2012, 20:21LIFT pomarańczowy jest na słodzikach i ma 3 kcal w 100ml czyli cała 2 litrowa butla ma 60 kcal :) czyli tyle co trzy czwarte szklanki mirindy :) a można sie oszukać smaczkiem ;)