Dziś spałam prawie do południa. Krzysiek wrócił z pracy i niemal mnie zastał w łóżku. Ledwie chwilę byłam na nogach, gdy zadzwonił do drzwi. Oczywiście się nie przyznałam, bo i po co. Ciepło jest nadal. W piecu rozpalamy w południe. Nawet wiaderko węgla nie schodzi. Od dziś juz dietkuję. Głodu nawet nie czuję choć apetyt na smakołyki mi nie przeszedł. Muszę z sobą walczyć, bo wciąż mmnie coś kusi. Dziś to były ziemniaki z sosem pieczarkowym i ser prezydent. Chodzi też za mną banan i sok pomidorowy taki przyprawiony na słono z pieprzem. No ale nie ulegnę dieta to dieta. Trzeba 2 kg zrzucić. Najlepiej do świąt. Kiepsko mi idzie odchudzanie w ym roku. Powoli jak po grudzie. Planowałam chudnąć choć 2 kg miesięcznie, a tu nic z tego. Organizm się zaparł i zajadle broni... Chyba będę musiała zmienić cel, bo te wymarzone 60 kg nigdy nie nadejdzie...
Pszczolka000
24 marca 2015, 22:04Mierz wysoko, bo nawet jak osiągniesz połowę celu, to i tak będzie się z czego cieszyć ;) powodzenia ;)
gilda1969
24 marca 2015, 20:19Mi też trudno stracić na wadze - utrzymać jest nie trudno, ale zrzucić nie. Moze to jakiś taki czas dziwny, ciężki dla niektórych z nas? Ale ruszy:))