... trochę mnie tu nie było. A to głównie za sprawą tego, że mam wakacje i relaksuję się na wszelkie sposoby: sama, z rodziną, z Ukochanym, ze znajomymi, przy malowaniu kuchni i na basenie, w muzeum i w kinie, na spacerze i rejsie po Wiśle, zwiedzając i śpiąc, grając w bilard i zbierając grzyby o wschodzie słońca - ot, całe moje wakacje w kilku słowach. Co ciekawe, nie bardzo w tym ostatnim czasie dbałam o jedzenie, to znaczy jakiś umiar zachowywałam, ale gdzieś wpadła pizza, innym razem cheeseburger, jakieś chipsy... Mimo to, waga nie wzrosła, a nawet dziś rano zobaczyłam na wadze 62.8 kg, ale nie zmieniam jeszcze paska - poczekam jeszcze, aż się ta magiczna liczba 62 trochę ugruntuje.
A tymczasem zmykam wakacjować się dalej - jeszcze tydzień tego dobrego mi został!