Jestem i walczę. Po skokach wagi i obżarstwie wracam z wagą 53,9 i idę dalej w zaparte. Już myślałam, że się poddałam i tym razem, bo przyznaję miałam trochę zwątpienia, wkradały się słodycze w zbyt dużych ilościach i zbyt często. Po wzorowym dniu wieczorem nachodziła mnie fala obżarstwa, a ćwiczenia odkładałam na nigdy. To trwało prawie dwa tygodnie. Ale w końcu powiedziałam sobie STOP. I tak już od wtorku. Waga się trochę uspokoiła, teraz ważę 53,9 kg. A widziałam już 53,0, ale się nie zniechęcam. Przecież osiągnęłam już tak dużo, a ten kilogram szybko spadnie:) Znów ćwiczę, znów odżywiam się zdrowo, ale rozsądnie zdrowo, nic do przesady. I znów czekam na efekty, które na pewno osiągnę, bo przecież już je osiągałam. Nie myślę o tym, że gdyby nie moje załamanie to może już bym widziała 50 kg. bo wiem, że takie myślenie dołuje jeszcze bardziej, pozatym może było mi to potrzebne?