Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Grillowanie ...i co dalej?


No i mamy poniedziałek . A na nowy tydzień postanowienia co do rygorystycznego przestrzegania diety i posiłków takich , jak w planie na tydzień .

Ale wróćmy do weekendu. 

Grillowanie zaplanowaliśmy na sobotę , ale poniewaz lało niemiłosiernie , przesunęliśmy je na niedzielę , bo prognozy na ten dzień  były optymistyczne. 

Miały to byc grillowane kiełbaski dla dzieci , a dorośli dostaliby szaszłyki . Jesli chodzi o dietę , pomyślałam sobie , ze nic sie nie stanie , jesli skuszę sie na szaszłyka  lub dwa . 

No bo co , chyba nie przybędzie mi centymetrów od chudych szaszlykow ze schabu , papryki , pomidorow , cebuli , pieczarek i przypraw - ziol prowansalskich  i ostrej  papryki w proszku. Pokropiłam je oliwą z oliwek wymieszaną z maggi w płynie ( wiem , chemia itd ) . Szaszłyki odczekały godzinę i dziadek ( moich wnuczek) a mój mąż zaczął działać . Zapach był boski , powonienie dawało znać  i czekanie się dlużylo. . Nareszcie . 

Poniewaz zawsze przygotowuję tyle jedzenia , zeby lepiej zostało niż  ma zabraknąć , wiec wszyscy byli zadowoleni. Pózniej kawa i ciasto jogurtowe. 

Tak było w niedzielę . A dzisiaj - kac moralny , ze zboczylam z drogi diety , niewiele , ale zawsze . 

Dlatego postanowiłam tak , jak w pierwszych zdaniach mojego dzisiejszego wpisu - nigdy wiecej odstepstw.  Dieta , rygor , biczowanie samej siebie za nieposłuszeństwo . Ale cóż - kazdy z nas ma swoje chwile słabości i jedną z nich opisałam powyżej .