Miesiąc czekania na spadek wagi się opłacił. Co tydzień czekało mnie rozczarowanie gdy stawałam na wagę ale tym razem zanotowalam upragniony spadek. Mam nadzieję, że nieprędko czeka mnie kolejny zastój, bo to strasznie demotywuje, no ale nie ma już powrotu, moje życie zmieniło się tak diametralnie, że nie wyobrażam sobie już wrócić do dawnych nawyków. Wróciłam natomiast na siłownie. Wczoraj odniosłam swój malutki sukces – postanowiłam zacząć trenować jogging. Na każde dwie minuty szybkiego marszu poświęciłam 1 minutę na bieg. Po kilku takich seriach postanowiłam sprawdzić czy uda mi się przebiec 2 minuty bez ustanku. UDAŁO SIĘ! Co więcej, nie miałam zadyszki, nie bolały mnie kostki jak zwykle, to pewnie zasługa godzin spędzonych na mini trampolinie. Czuję się nieziemsko! Będąc w dzieckiem dzieci śmiały się ze mnie gdy widzialy jak biegam, nazywały ‘’kaczuchą’’, przez co cale życie unikałam biegu. Wczoraj jednak poczułam się wolna, nikt na mnie nie patrzył, nikt nie wyśmiewał a ja osiągnęłam coś co tak całkiem niedawno wydawało mi się niemożliwe do osiągnięcia, chyba nic nigdy nie sprawiło mi tyle radości co wczorajszy bieg. Już nie mogę się doczekać następnego. Następna wizyta na siłowni czeka mnie jutro o 6 rano. Koleżanka chciała poćwiczyć przed pracą więc zabieram się z nią. Ciągle namawia mnie na zajęcia grupowe ale jeszcze nie czuję się zbyt pewnie, poza tym, lubię sama ćwiczyć, w swoim tempie, swój ulubiony zestaw: najpierw rozgrzewka na orbitreku, potem ćwiczenia siłowe, potem 5 minut wiosłowania, 20 minutowy marszobieg na bieżni i znowu wiosłowanie...a to dopiero początek, jeszcze tyle przede mną :)<?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />