Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Ślimaczym tempem ale do przodu...


Wczorajsze spotkanie przebiegło spokojnie, nie było tak strasznie jak myślałam. Bardzo pomogło mi wsparcie mojego ukochanego, który po zaledwie 3-ech godzinach snu zawiózł mnie na miejsce (2 godziny jazdy samochodem) a po powrocie i późnym obiedzie poszedł od razu do pracy na nocke. Tak strasznie było mi go żal i najchętniej związałabym go i nigdzie nie puściła. Muszę koniecznie nauczyć się jeździć i to w najbliższym czasie, po wypłacie kupuję lekcje.

Ćwiczenia w tym tygodniu leżą, nie mam do tego głowy. Całe szczęście z odżywianiem nie jest źle, chyba mi to weszło w krew. Waga też nieźle, póki co stoi w miejscu ale to dobry znak, biorąc pod uwagę, że w weekend trochę zaszalalam no i to że od tygodnia nie wykonałam żadnego treningu. Postaram się dziś za to zabrać, w najbliższym czasie raczej nie czekają mnie żadne wyjazdy służbowe więc mogę spokojnie, bez stresów wrócić do swojej rutyny. Przez ostatni tydzień zaniedbałam też troszkę picie wody ale podczas zwykłych dni w pracy to nadrabiam. Właśnie zdałam sobie sprawę że od 1go czerwca (tj prawie 3 miesiące) prawie codziennie wypijam 2.5 litra wody (w weekendy trochę się opuszczam ale nie zawsze), dla mnie to ogromny sukces, NIGDY w życiu tyle nie piłam. Efekt – lepiej się czuję, nawet jeśli waga nie spada szybko to ciuchy stają się coraz większe. Mam więcej energii, już prawie zapomniałam o senności, która męczyła mnie codziennie w pracy, wygląd skóry też się poprawił, od niedawna piję też wodę po przebudzeniu – szklanka wody z sokiem z cytryny – chyba trochę dzięki temu udało mi się przelamać miesięczny zastój bo to już zaczynało być frustrujące, co tydzień ta sama waga pomimo ćwiczeń i zdrowego odżywiania. Woda z cytryną ruszyła całą tą machinę, jeszcze tylko przypilnuję się z poranną siłownią i na pewno będzie dobrze. Coraz bardziej utwierdzam się w fakcie, że żadne diety nie są potrzebne, tylko i wyłącznie zdrowy rozsądek, trochę uporu i zainteresowania. Zdrowy styl życia stał się teraz moim hobby, czymś, o czym lubię czytać, co odkrywam codziennie po kawałeczku, zaczęło się od głupiej owsianki z owocami, potem natknęłam się na avokado, sałatkę z kurczakiem na obiad a niedawno z kolei odkryłam jarmuż...niektóre nowości okazały się klapą (jak stewia – nie wiem czemu ale kawa ze stewią mi nie smakuje, ma jakiś sztuczny smak) a inne postanowiłam wprowadzić do jadłospisu już na zawsze. Tak samo poszło z ćwiczeniami, mini trampolina to był strzał w dziesiątkę dla osoby początkującej, teraz dodaję stepper, bieżnię, wiosłowanie, trochę ćwiczeń siłowych zaraz po rozgrzewce a przed kardio. Przestałam się biczować za porażki a skupiłam się na tym co mogę zrobić lepiej. Pośpiech odkładam na bok, nie potrzebuję krótkotrwałych super efektow – chcę się zmienić raz na zawsze!

  • Wiolowa

    Wiolowa

    28 sierpnia 2014, 14:45

    ostatnie zdanie mówi wszystko :) Gratuluję nie tylko zdrowego trybu życia ale i zdrowego rozsądku ;)