...od mojego ostatniego wpisu. Ostatnio piszę raz na rok. Ciężko znaleźć motywację i czas. Rok temu udało mi się schudnąć 12 kilo, w kwietniu zaczęłam biegać i biegałam 3-4 razy w tygodniu po godzinie. Wstawałam o 5 rano, żeby iść pobiegać. Bardzo to polubiłam ale...w maju zaszłam w ciążę. Planowaliśmy drugie dziecko nieco później ale któregoś dnia na wiosennym spacerze stwierdziliśmy, że nie ma na co czekać i już tydzień później pojawiła się druga kreska na teście.
Tę ciążę znosiłam lepiej niż pierwszą, może dlatego że pracowałam z domu i mogłam od czasu do czasu rozprostować nogi na kanapie. Sam koniec był trochę stresujący ponieważ w wigilię zrobiliśmy test na covida a 25 grudnia dostaliśmy wynik pozytywny. To był 37 tydzień ciąży i martwiłam się jak ja dotrę do szpitala bo przecież nikt postronny nie mógł mnie podwieźć ze względu na kwarantannę. Gdyby zaczęło się w środku nocy musielibyśmy budzić Jasia, zapakować się wszyscy do auta i jechać do szpitala. Na szczęście zaczęło się około 6 rano. Podeszłam do tego bardzo na luzie, leżałam trochę w łóżku, trochę w wannie i tuż przed 9 poczułam że już jest czas jechać do szpitala. W aucie zaczęłam przeć ale nie mówiłam nic, żeby nie stresować Michała i nie przestraszyć Jasia. W drodze do szpitala musiałam zadzwonić, żeby położna po mnie wyszła (taka procedura). Nie mogłam tak po prostu wejść do szpitala. Tak więc siedzieliśmy w aucie na parkingu, nikt nie przychodził a ja już parłam. W końcu nie wytrzymałam, weszłam na recepcję i z daleka krzyknęłam, że prę i mam covida. Zaraz pojawiła się położna z wózkiem. Michał został z Jasiem na parkingu i czekał aż ktoś odbierze walizkę. Parłam długo i w końcu powiedziały, że chyba będzie cesarka. Zawieźli mnie na salę operacyjną, dali znieczulenie...raaaany ale to była ulga, tak mi ulżyło, że myślałam, że się zdrzemnę na tym łóżku. Ostatecznie nie było cesarki, wydarli mojego synka kleszczami, był tak padnięty, że leżał na mnie nieruchomo i nie płakał, zaraz go szybko zabrały i nie wiem co zrobiły ale w końcu zaczął płakać a mnie ulżyło. Dziś mam zdrowego Adasia, który niedługo skończy 8 miesięcy :)
Ostatni miesiąc był jak z koszmaru. W marcu zaczęłam biegać, kupiłam nawet bieżnię. Niestety miesiąc temu Adaś zaczął strasznie narzekać z powodu ząbkowania. Ciągle jak nie ząbki to jakieś przeziębienie. Prawie wszystko co udało mi się zrzucić od marca wróciło w ciągu ostatniego miesiąca...ciągle próbuję wrócić do diety i biegania ale mamy tyle obowiązków, że mi się to po prostu nie udaje. W maju wróciłam do pracy i mimo, że pracuję z domu to i tak ciężko znaleźć chociaż chwilkę dla siebie. Nie poddaję się jednak i choćbym jeszcze 100 razy miała upaść to podniosę się i 101 raz...walczymy dalej :)
Stonka162
11 sierpnia 2021, 10:42Powodzenia życzę. Widać, że jesteś zdeterminowana. A dzieciaki cudne 🙂.
Mila&Timeo
10 sierpnia 2021, 20:33jakie fajne bobasy. Chyba nie duza roznica wieku, co? gRATULACJE :)
bashita
11 sierpnia 2021, 09:56Dziękuję! Różnica dokładnie 3 lata i 3 miesiące :)
Mila&Timeo
11 sierpnia 2021, 10:36Naprawde ? Wygladaja n'a mniej.
przymusowa
10 sierpnia 2021, 18:52Ależ fajne szkraby :) No lekkiej końcówki ciąży z powodu stresu nie miałaś na pewno, nerwy były zapewne koszmarne. A powiedz mi, bo ciekawa jestem. Rozumiem miałaś w końcówce covid czyli Mały musiał go przechodzić z Tobą, robliście mu po narodzinach może testy na przeciwciała, miał je we krwi?
bashita
11 sierpnia 2021, 09:57Nie robiliśmy, nawet nam nie proponowali w szpitalu a ja chciałam jak najszybciej wyjść i nawet nie pomyślałam, żeby zapytać