Właściwie weekend zaczął się w piątkową noc- leżeniem na pomoście w stanicy i patrzeniem na gwiazdy.
Sobota: 1,5 godzina marszu po lesie, 21 km wiosłowania z Babięt na biwak na jeziorze Zdrużno.
Niedziela: 1 godzina porannego marszu, prawie że pływanie w jeziorze (woda nie przeszła testu temperatury, chociaż byłam o krok), 21 km wiosłowania, tym razem częściowo pod prąd, na szczęście szczątkowy tej suszy.
patih
25 sierpnia 2015, 07:47więc kalorii spalonych mnóstwo
beaataa
25 sierpnia 2015, 07:15NormaJeane, jak już wróciliśmy do stanicy, wyciągnęliśmy kajaki z tym co w nich (namiot, śpiwory, ubrania itp.) trochę to waży i wnieśliśmy na górę, bo Babięta są na niezłej skarpie, wrzuciliśmy na samochód, a właściwie to S. wrzucił, ja patrzyłam :), poprzypinaliśmy to wszystko, to myślałam, że już się nie ruszę... tak jak lubię.
NormaJeane
24 sierpnia 2015, 21:18Ale aktywnie!