Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nie mam czasu!


Nie wiem, jak to się dzieje. Lato jest. Wakacje. Mniej ludzi i - teoretycznie - mniej spraw do załatwiania. A takiego tam! Na nic nie mam czasu. Zaniedbuję znajomych. Czytam tylko w komunikacji. Mój kot ma nieustający wyrzut wypisany na mordce, bo bawić się z nim też nie bawię tyle, co kiedyś. A najgorsze jest to, że nie umiem znaleźć przyczyny. Strasznie mnie to wkurza. A jeszcze znajoma wybiera się na emeryturę (wczesną, ma uprawnienia) i już sobie wyobrażam, ile nagle zyska wolnego na to wszystko, na co ja wolnego nie mam...Wrrrr! Jestem sfrustrowana, a to źle, bo frustracje zwykłam zajadać. A tu i tego nie mogę, bo dieta.

Do licha, ale w końcu ta dieta jest prawie jak nie dieta. Głodna nie chodzę. Bywa i słodko i pikantnie, zaczynam się orientować w ilości produktów bez ich nieustannego ważenia, zaczynam zapamiętywać przepisy. Nie jest źle, bo chyba o to chodzi, żeby takie rzeczy weszły w nawyk. I waga w tym tygodniu znowu spadła.

Jak zwykle - coś mnie wkurza, coś mnie cieszy. Chciałabym tylko, żeby bilans wypadł jednak chociaż troszkę na plus.