Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jako trzylatka byłam tak chuda, że mama ze wstydu zakładała na moje patyczkowate nóżki po trzy pary rajstopek, żeby wydawały się pełniejsze. I komu to przeszkadzało?! Rodzinie i znajomym chyba. Zostałam oddana pod opiekę niani, która "rozjadła" mnie tak, że już w wieku ośmiu lat przechodziłam pierwszą zaordynowaną przez lekarza restrykcyjną dietę odchudzającą. Nie pamiętam tego, ale podobno płakałam z głodu. Efekt był taki, że przy wizycie po trzech miesiącach lekarz kazał mamie wrócić "z tamtym" dzieckiem. Od tamtej pory nieustająco borykam się z nadwagą. Diety, depresje, zrzucanie i efekt jojo i tak od nowa. Chyba mam dość. Stawy wysiadają, ale na złość lekarzom nie mam nadciśnienia ani cukrzycy. Pracuję w nietypowych godzinach (samozatrudnienie), nigdy nie byłam fanką ćwiczeń fizycznych i kondycyjnie sięgnęłam dna. Do tego funkcjonuję jako sówka, wstaję późno i późno się kładę. Z tego powodu dla mnie zjedzenie ostatniego posiłku o 18:00 - jak bywa, że wracam z pracy o 21:00 lub później, a kładę się rzadko przed północą - wydaje się mrzonką. Jestem sama dla siebie 'trudnym przypadkiem".

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2809
Komentarzy: 31
Założony: 12 maja 2014
Ostatni wpis: 16 lipca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
BeeS61

kobieta, 63 lat, Warszawa

161 cm, 80.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 lipca 2014 , Komentarze (3)

Tydzień upałów wystarczył, żeby mnie wpędzić w depresję. Już od jakiegoś czasu tak właśnie reaguję na zbyt wysokie temperatury i wkurzająco słoneczną pogodę. Nie rozumiem ludzi, których latem upał cieszy i którzy nie potrzebują wytchnienia od palącego słońca. Ja jestem biały człowiek, klimat dla mnie powinien być u mi a r k o w a n y! A nie afrykański żar albo dalekowschodnia sauna z wilgotnością 70%! Nie piszę się na to!
Źle mi, nawet noc nie przynosi odpoczynku, zasypiam późno, budzę się po kilka razy, śnię męczące sny...Przekłada się to na moje "życie w diecie" - piję za mało, jem rzadziej, za to za dużo, wręcz się obżeram, aż mi niedobrze, a co za tym idzie zaczynam sobą gardzić - również za to, iż niemal się cieszę, że problemy z kolanem nie pozwalają mi  ćwiczyć... Nasłuchuję, czy burza nie idzie, bo wtedy chociaż przez chwilę będzie czym oddychać. To nie jest normalne, ale tak wygląda moje lato z typowo letnią pogodą. Odżyję, kiedy według reszty świata pogoda się "popsuje". Albo dopiero jesienią. Ale teraz jest lato i jest mi źle.:(

3 lipca 2014 , Skomentuj

Nie wiem, jak to się dzieje. Lato jest. Wakacje. Mniej ludzi i - teoretycznie - mniej spraw do załatwiania. A takiego tam! Na nic nie mam czasu. Zaniedbuję znajomych. Czytam tylko w komunikacji. Mój kot ma nieustający wyrzut wypisany na mordce, bo bawić się z nim też nie bawię tyle, co kiedyś. A najgorsze jest to, że nie umiem znaleźć przyczyny. Strasznie mnie to wkurza. A jeszcze znajoma wybiera się na emeryturę (wczesną, ma uprawnienia) i już sobie wyobrażam, ile nagle zyska wolnego na to wszystko, na co ja wolnego nie mam...Wrrrr! Jestem sfrustrowana, a to źle, bo frustracje zwykłam zajadać. A tu i tego nie mogę, bo dieta.

Do licha, ale w końcu ta dieta jest prawie jak nie dieta. Głodna nie chodzę. Bywa i słodko i pikantnie, zaczynam się orientować w ilości produktów bez ich nieustannego ważenia, zaczynam zapamiętywać przepisy. Nie jest źle, bo chyba o to chodzi, żeby takie rzeczy weszły w nawyk. I waga w tym tygodniu znowu spadła.

Jak zwykle - coś mnie wkurza, coś mnie cieszy. Chciałabym tylko, żeby bilans wypadł jednak chociaż troszkę na plus.

27 czerwca 2014 , Komentarze (2)

Na ostatni weekend pojechałam do znajomych...i skończyło się nabiciem wagi. Diabelnie trudno jest być na diecie wśród nie-odchudzających-się. No i poległam, dobrze, że nie na jakieś kilogramy, tylko na 70dag. Idzie kolejny weekend, jadę na działkę. I zabieram ze sobą tylko niezbędne produkty. Nie może być tak, żeby okoliczności przyrody decydowały za mnie! Zobaczymy. Liczę, że się uda. Zwłaszcza, że już odczuwam ubytek masy i lepiej się z tym czuję, nabieram ochoty, żeby utrzymać tendencję spadkową. Przecież dam radę. Absolutnie.

18 czerwca 2014 , Komentarze (2)

Zauważyłam ciekawą rzecz: od wejścia w dietę zaspokajam głód mniejszymi porcjami. Ba, wyraźnie szybciej zyskuję świadomość, że się najadłam wystarczająco. A jem posiłki co najmniej o połowę mniejsze, niż dawniej. Zdarza mi się, chociaż rzadko, że rozkładowy posiłek zjadam pół godziny wcześniej, bo zwyczajnie czuję ssący głód. Ale nie zjadam z tej okazji więcej. Za to kiedy pozwolę sobie ulec zachciance na coś, tracę miarę i sporo wysiłku kosztuje mnie oderwanie się od "zakazanego owocu" - nie osiągam punktu nasycenia.

Cholera, to wszystko naprawdę siedzi w głowie?!(mysli)

15 czerwca 2014 , Komentarze (3)

Ponury jakiś ten weekend, nastrój mam kiepski, apetyt niewspółmierny do założeń...Jeśli nadbiję wagę to będzie wyłącznie na własne życzenie, bo chociaż się staram, to ulegam małym pokusom.:( Nic mi się nie chce, wszystko mnie boli, sama ze sobą w tym marudnym nastroju nie mogę wytrzymać. Może i dobrze, że jutro poniedziałek? Nowy tydzień to czysta karta. Idę poczytać. Jakoś do jutra przetrwam. Chyba. Zapewne.

12 czerwca 2014 , Skomentuj

Mała rzecz a cieszy! To reakcja na info o kolejnym spadku wagi w tym tygodniu. Kurczę, jakoś to idzie, powoli, ale stale. Wiem, że gdzieś tam kiedyś waga się zatrzyma i będzie to trzeba przetrwać, ale na razie fajnie, że jest jak jest.:D

Czynniki sukcesu

  • Jem regularnie i czuję się syta po coraz mniejszych porcjach. Ćwiczę - i to mnie zdumiewa najbardziej.

10 czerwca 2014 , Skomentuj

Dzisiejszy trening, wcale dla mnie niełatwy, nie został dopisany do statystyk, bo strona oceny mi się zawiesiła i musiałam resetować całość do logowania włącznie... Wkurzające. Zapłaciłam za coś. co źle działa i dokłada mi stresów. Świetnie, co? Zwłaszcza dla kogoś, kto stresy zwykł zajadać!

Nawyki mi się wyzerowały, bo wczoraj wieczorem, po pracy, nie miałam już siły ani chęci, żeby pouzupełniać wpisy. Zwykle można to było zrobić następnego dnia, ale dziś już nie! To też taka forma kopnięcia w ...plecy, żebym się za dobrze nie poczuła?

Naprawdę nie rozumiem, o co tutaj chodzi? Szukam tu pomocy, bo sama kiepsko sobie radzę ze zrywaniem ze złymi nawykami żywieniowymi, nie lubię ćwiczyć i potrzebuję zachęty... ale mam wrażenie, że niedokładnie to dostaję. Wszystko idzie z automatu. 

Wydaje mi się, że ludzi nie powinno się tak traktować. Przynajmniej ja nie lubię być tak traktowana.

8 czerwca 2014 , Skomentuj

No, takich jak dziś, kiedy musiałam się zerwać i iść do pracy, to nie lubię. Na szczęście to tylko raz na trzy tygodnie. Normalnie pewnie dopiero bym wstała, zrobiła sobie kawę, poszła pod prysznic... A dzisiaj od rana jestem na stanowisku, chociaż nie wiem po co - nikt przy zdrowych zmysłach w taki dzień i przy pięknej pogodzie tu nie przyjdzie.

Wczorajszy dzień udało mi się przetrwać zaskakująco dobrze, nawet bez gumy do żucia. Czy te porcje w diecie są jakieś większe, czy mnie się żołądek obkurcza? Mniejsza z tym, ważne, że się udało, łącznie z pilnowaniem godzin posiłków. Tak jak przewidywałam, o piciu musiałam sobie przypominać, podczas kiedy w domu ręka jakoś tak sama wyciąga się po szklankę.

Żeby nikt nie sądził, że ja tu sobie za pensję wpisy do pamiętnika robię: jestem samo-zatrudniona, w dodatku w usługach. Nie ma ruchu - nie ma pracy - nie ma płacy, ale jest czas na zajęcia własne. Ma to swoje plusy i minusy, jak wszystko. Nie chciałabym  z powrotem na etat, za bardzo odwykłam od kierownictwa, szefostwa czy kogo tam i stała pensja nie zrekompensowała by mi bycia "kierowanym". Ale to inny temat.

Gdzieś w tyle głowy pojawiają mi się myśli, żeby w wolnej chwili złapać kijki i iść pochodzić. Praktykowałam kiedyś nordic walking i całkiem mi się to podobało. Mało jest dyscyplin sportowych, które mogę bezpiecznie uprawiać - mam zerwane boczne więzadło kolana, trzyma się na bliźnie, co oznacza, że przy niewłaściwym obciążeniu więzadło się nadrywa, noga mi "ucieka", a ja siadam na tyłek zanim się połapię, o co kaman. Nawet bardzo  nie boli, raczej jest nieprzyjemne, ale wiele dyscyplin sportu odpada, bo nawet jazda na rowerze bywa problematyczna (nie w trakcie, ale potem kolano łatwiej odmawia posłuszeństwa), ba, przy intensywniejszym pływaniu miewałam problemy z pracą nóg. Teraz kolano też się odzywa, po treningu potrafi lekko napuchnąć, zaboleć bez sensu przy chodzeniu po schodach. Uroki wieku i dawnych kontuzji. Można się przyzwyczaić, a potem obciążenia dozuje się już odruchowo. 

No i to nie to kolano było przyczyną nadwagi, tylko nadmiar jedzenia przy braku ruchu. To już wiem. A szkoda, że nie ma łatwych usprawiedliwień!

6 czerwca 2014 , Komentarze (2)

Przede mną pierwszy poważniejszy dietetyczny egzamin - w weekend idę do pracy na dwa razy po dwanaście godzin. Wszystkie posiłki muszę zabrać ze sobą. I niczego innego. Najgorzej będzie z piciem wody - w pracy zawsze o tym zapominam, a szybkie nadrabianie sensu nie ma. 

To wcale nie jest tak, że siedzenie w pracy załatwia pokusy, bo jest się od nich odciętym. Nie, nie, nie. Przeciwnie, to właśnie przy takich okazjach , do niedawna, zdarzało mi się zamawiać obiad czy kolację z KFC albo Da Grasso. A pupa rosła. 

Na wszelki wypadek zrobiłam wszystkie niezbędne zakupy. Część posiłków chyba przygotuję już dziś, A ponieważ w pracy mam tylko mikrofalę, której nie używam ze względów ideologicznych, będę jeść na zimno. A co tam! Najwyżej. Nastawiam się na rozcieńczony sok warzywny i gumę do żucia, jakby mnie brały jakieś niedobre chętki.

Ciekawe, jak mi się uda to przetrwać?

5 czerwca 2014 , Skomentuj

Wczoraj wpadła do mnie dawno nie widziana znajoma. W porze mojego obiadu. Odrobinę zmodyfikowałam przepis (więcej przypraw), przygotowałam większą porcję...  i całkiem jej smakowało! Herbata, pogaduchy. Można? Można. Bez ciasta na deser. Jasne, wyjaśniłam jej, czemu jest inaczej niż bywało dawniej. Zrozumiała, przyklasnęła.

Jest fajnie.