Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
i feel good


a powodem tego stanu są endorfiny wypocone podczas ćwiczeń i mimo ze kondycja nadal marna (co jest chyba logiczne bo po jednym czy tam kilku dniach nie ma co oczekiwać cudów) to jednak endorfiny są i nawret poranne zakwasy mnie ucieszyły- taaak, jednak tam pod tą warstwą sadła są ukryte mięśnie i mam nadzieje, że tak jak ja chcą ujrzeć światło dzienne :)

jedzeniowo też ok,  przede wszystkim nie czuję się ocięzała:

ś: fasolka szparagowa z serem feta i prażonym (na "suchym" teflonie) slonecznikiem, kawa+mleko

IIś: nektarynka, brzoskwinia i kawa z mlekiem- standard w pracy w związku z czym dzisiaj kupiłam cykorie z błonnikiem jako zamiennik

III śniadanie/ posiłek w pracy- jak zwał tak zwał: brzoskwinia, jogurt naturalny z musli

obiad: makaron zielono-herbaciany (biedronkowy tydzień "azjatycki") z pomidorami, fasolą, oliwkami i duszoną w tej brei piersią z kury

k: szklanka koktajlu z kefiru i owoców (wszelkie pozostalości tj. jabłko, banan, nektarynki)- pewnie przez trzy dni będę to męczyć, wiem, że owoce pod wieczór to nie jest zbyt dobry pomysł, ale cóż... zrobiłam to i spróbowałam w ramach kolacji...

mam świadomość, że nie uda mi się tu zaglądać codziennie, wiem też że charakter mojej pracy będzie znaczni mi utrudniał trzymanie stałych pór i pięciu w miarę zdrowych posiłków, ale uważam, że już samo wprowadzenie jakichkolwiek zmian i świadomość tego, jak bardzo są mi potrzebne jest początkiem czegoś lepszego.