No co mam napisać, Cały weekend się obżerałam. Zaczęłam od piątku wieczorem. Nawet nie wiem co mam napisać. Bezsensu wracam do tego co było. Czyli jak zawsze. W tygodniu jest ok, a weekend marnuję wszystko. Nie wiem czemu tak się dzieje. Przynajmniej jak miałam cheat day, ustalony na jeden dzień w tygodniu, to sobie z tym radziłam. Jak zakładam czystą michę bez wyjątków, przez cały tydzień, to leci wszystko na łeb na szyję. Nie mówicie mi "czegoś Ci brakowało". Niczego mi nie brakowało. Tydzień był bez zarzutu. Białko, węgla itp itd. To moja psychika. Nie umiem tego opanować, To jest beznadziejny nawyk, który trzeba wyeliminować. Muszę dokształcić się w tym jak zstępować złe nawyki innymi. Tylko w tym widzę ratunek. Koniec mojego ględzenia. Śniadanie z dzisiaj. Potem było zdecydowanie gorzej.
melvitka
7 września 2015, 09:45Widocznie na tygodniu jesz zdecydowanie za mało. Dobijaj sobie menu codziennie do poziomu 1800-2000 kcal, będziesz wolniej chudnąć, ale przynajmniej będziesz na deficycie CODZIENNIE. A nie od pon do pt będziesz jadła 1300, a w weekend codziennie ponad 5 tysięcy kalorii.
anemone.nemorosa
7 września 2015, 08:23Mam to samo... ale to małe pocieszenie, pozdrawiam i życzę wytrwałości mimo wszystko :)
angelisia69
7 września 2015, 03:59szkoda bo caly tydzien zapieprzasz na marne :( przez te weekendowe rozpusty.moze wroc do opcji 1 cheat tyg?