Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Sabotaż i trochę przemyśleń


Wiecie, co jest dobre w porażkach? Są bezpieczne. Gdyby mogły być ludźmi, wyglądałyby jak pulchna kobieta w pewnym wieku, która poklepywałaby nas po głowie nawet - lub raczej zwłaszcza - wtedy, gdy coś by nam nie wychodziło. Bądź w momencie, w którym rezygnowalibyśmy z próby. I to poczucie bezpieczeństwa czasem jest tak kuszące, że aż zgubne. Sami tworzymy sobie okoliczności, które później mogłyby nas usprawiedliwiać. Widziałam to już - czy chodzi o dietę, czy o sprawy pozadietowe. Przed nami piętrzą się przeszkody, wizja przegranej zdaje się aż nazbyt realna. I czasem odpuszczamy... Choć nie do końca świadomie. Niby podejmujemy się zadania, niby próbujemy, ale zostawiamy sobie furtkę - np. będąc na diecie pomijamy najważniejsze jej reguły; ucząc się do egzaminu robimy więcej przerw niż to konieczne; starając się o awans tak naprawdę... Nie staramy się. 

Wiecie, jest to coś, co zauważyłam już wcześniej - trochę u innych, ale często u siebie, w różnych dziedzinach. Ta niechęć do ryzyka, do DZIAŁANIA. Przyszło z czasem i długo nie mogłam zrozumieć, dlaczego? Zresztą nadal nie jestem całkiem pewna. Potem w internecie natknęłam się przypadkiem na serię filmików (wiecie, z rodzaju tych "coachingowych" 🙄) o osiąganiu celu. Bij zabij, nie pamiętam już nazwy serii ani autora, ale zapadło mi w pamięć, że na jednym z nich porusza się tę kwestię, o której mówiłam. O tym, jak człowiek  samemu sobie podkłada  świnie. I ręką na sercu, każde słowo jakby było o mnie. 

I tak sobie teraz, już w kontekście ww. tematu i diety, myślę - jakieś trzy... Cztery? Lata temu też korzystałam z Vitalii, o czym chyba wcześniej w pamiętniku wspominałam. Tylko że podejście miałam wtedy inne. Posiłki, choćby i najbardziej wymyślne jak na mój gust szykowałam bez szemrania i jęczenia, że mi się nie chce. A miałam wtedy pracę na cały etat i hobby, które zajmowało sporo czasu poza nią. Generalnie wtedy choć jako mi się starać, tak ogólnie. I pichciłam sobie co tylko było wymagane, nie sprawdzałam gorączkowo każdej kalorii w Fitatu, nie szukałam wymówek, nie pomijałam posiłków na rzecz własnej tyleż radosnej, co wątpliwej jakościowo twórczości. Nawet więcej się ruszałam. Jakaś zumba z YouTube, spacery po parku, rower. I wiecie co? To działało. Jak mówiłam, zrzuciłam mniej więcej 15 kg. 

To czemu potem, gdy jakiś czas później znowu próbowałam wejść na redukcję, byłam wyprana z chęci działania i niemal obsesyjnie kontrolowałam każdą kalorię, a przy tym nie mogłam się zmusić do ruchu i wykrzesać z siebie tej iskry? Pytanie na razie pozostaje bez jasnej odpowiedzi. Ale chęć, ten zryw do czegokolwiek zniknął - czy chodzi o dietowanie, pracę, naukę czy nawet pisanie (moja najwieksza pasją niegdyś).

Wzięło mnie dziś na refleksje i chciałam się nimi z wami podzielić. Może ktoś zauważył u siebie podobny mechanizm...

  • Nijka

    Nijka

    1 lipca 2021, 11:08

    Tak. Przechodzę go od dobrego roku. Jakbym uważała, że nie jest mi dane schudnąć i poza tym muszę się zmuszać do wszystkiego. Mam nadzieję że mi przejdzie. Życzę ci powodzenia z walką z tym dziwnym głosikiem.

  • ASIOREK71

    ASIOREK71

    27 czerwca 2021, 14:17

    Niestety masz rację!Był czas gdy były chęci,napęd..A potem coś pęka i sypie się...Niby się staramy,walczymy ale tak jakoś bez przekonania.

    • Blue_Fairy

      Blue_Fairy

      27 czerwca 2021, 15:19

      Trochę jakby zabrakło paliwa w aucie :(

    • ASIOREK71

      ASIOREK71

      28 czerwca 2021, 06:12

      Dokładnie...Ja mam takie zrywu.Tydzień,parę dni super.Po prostu rewelacja.Po czym pęka balonik euforii i w drugą stronę...Ale wtedy ciągle mam z tylu głowy że będzie w poniedziałek ważenie na grupie...To mnie jeszcze choć trochę trzyma w ryzach😉

  • eszaa

    eszaa

    27 czerwca 2021, 12:50

    no jak nie ma motywacji, to kiszka. Ja na pierwszej diecie, też wszystko wykonywałam poprawnie, odmierzałam plasterki pomidora, zeby nie przekroczyc gramatury:) dzis mnie to smieszy. Zalezy jakie masz priorytety. Czy wyglad, czy zdrowie, czy to jest na prawde ważne? czy ujdzie jak jest? odpowiedz sobie na te pytania i zdecyduj. Moze w Twojej ocenie nie ma tragedii i tylko czujesz presje z zewnątrz? Przeciez nie kazdy musi byc szczupły, pomijam kwestie zdrowotne. Skoro jest moda na modelki plus size, to czemu dążyć do wyglądu lasek z insta. Ja osobiscie nie lubie byc gruba, nie lubie miec problemu z obróceniem sie na drugi bok i workowate ciuchy mi zbrzydły.

    • Blue_Fairy

      Blue_Fairy

      27 czerwca 2021, 14:13

      Wiesz co, ja mam naprawdę sporo powodów, by chudnąć. Raz, że zdrowie, kondycja, ale jeszcze sam wygląd, wygoda i czucie się dobrze sama ze sobą. Na razie te kwestię leżą zupełnie.