Wiedziałam. No po prostu WIEDZIAŁAM. W ciągu zaledwie godziny zdążyła opieprzyć mnie jakieś pięć razy. Ja tu się staram. Pomagam jej. Z chęcią zgadzam się na pracę. I co? Oczywiście zaraz: "Źle to robisz", "Nie, ty nie dasz rady", "Daj, sama to zrobię", "Widzę, że zabierasz się za to jak kot do jeża, ja to zrobię", "Bo ty nie wiesz co robić"... Myślałam, że... wrrr...
W ogóle tak mnie wkurzyła, że oczywiście co? Zaczęłam żreć. 2 jabłka, marchewka, 3 kanapki. A ona najlepsza - nic nie zauważyła! Pewnie nawet nie wie, że mnie wkurzyła.
Uh, czasami to mam po prostu ochotę... WRRR!
Skończyło się na tym, że powiedziałam "To ja sobie pójdę".
W dodatku te 3 kanapki i 2 jabłka... marchewki nie liczę bo jest mało kaloryczna...
Miałam dzisiaj już nic nie robić, bo mnie kolano bolało, ale chyba wskoczę na rowerek stacjonarny, bo normalnie nie wytrzymam. Gdzieś muszę spożytkować tą "negatywną energię". I może jakieś brzuszki? Pompek nie umiem, także nawet nie będę się za nie zabierać.
I w ogóle to przepraszam tych, którzy przeczytali te wypociny, ale gdzieś musiałam się wysłowić, a raczej nie podzielę się tym z mamą. Skończyłoby się tylko na awanturze:/
Oliwia987
2 sierpnia 2012, 07:15Jabłka też bombą kaloryczną nie są xD Ja to bym jej powiedziała prosto w twarz co myślę i nie ważne czy się skończy na awanturze czy nie :)
wantxskinny
1 sierpnia 2012, 20:57Ojj ja też mam często takie kłótnie z mamą. Staram się jak mogę, ale i tak zawsze jest źle grr.. ;/ Trzymaj się słońce ! :**
zachodslonca
1 sierpnia 2012, 20:24Miałam tak do pewnego czasu, że kłóciłam się z mamą praktycznie codziennie, ale jakoś znalazłyśmy wspólny język i jest tak dobrze jak nigdy. Może też naprawisz za niedługo relację :)