Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Co lubię? Jeść niestety ;( No a oprócz tego puszczać muzykę (rock/metal) na cały regulator, czytać książki, fanfiki, wyciskać z siebie siódme poty nad własnego autorstwa tworami, obsesyjnie oglądać seriale (chociaż może tego akurat obsesyjnie robić nie lubię, ale nie mam też większego na to wpływu:>), grać w siatkę, kosza. Lubię też spać.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 12895
Komentarzy: 167
Założony: 20 czerwca 2012
Ostatni wpis: 2 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Boczkozaurus

kobieta, 27 lat, Warszawa

175 cm, 68.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: 58kg w dniu ślubu siostry (maj coraz bliżej ;_;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 lutego 2014 , Komentarze (3)

   No to sobie pofolgowałam. Ten weekend to jakiś koszmar pod względem żywieniowym. Szczególnie niedziela, brr.
   Czytam Wasze pamiętniki teraz i czytałam wczoraj i jest mi trochę wstyd. Wszędzie ćwiczenia i sukcesy, a ja chrzanię i to jeszcze objadając się - uwaga! - płatkami. Uwielbiam płatki śniadaniowe odkąd pamiętam i mogłabym je jeść bez przerwy. O każdej porze dnia i nocy.
   No dobra, masło orzechowe też miało swój udział w podtuczaniu.
   Ale od jutra znowu będzie wzorowo! (No prawie - mama zapowiedziała swoją wizytę, a ja jakoś mimochodem wspomniałam, że mogłaby upiec ciasto...)
   I poważnie zaczynam rozważać ćwiczenia na tyłek. Za każdym razem, jak spoglądam na niego w lustrze, mam wrażenie, że jest coraz gorzej.
   No ale to też nie od zaraz. Ledwo się ruszam z przejedzenia, a jeszcze tygodniowe zaległości z polskiego i matmy. Nie żebym specjalnie odkładała je na ostatnią chwilę, po prostu Supernatural mnie wciągnęło. Mam wrażenie, że jeszcze niedawno pisałam tu o szóstym sezonie, a teraz jestem w trakcie ósmego. Cóż poradzić, mam obsesję;)


  

31 stycznia 2014 , Komentarze (2)

   ... nie wiem czemu.
   Wygrałyśmy dzielnicowe w siatkę (bynajmniej nie z moją pomocą), dostałyśmy ładne medale i róże:>
   Potem był jeszcze mecz ligowy, który przegrałyśmy (i w nim akurat grałam;d), ale nie przejęłyśmy się.
   Nie powinnam być jednak tak padnięta. A ledwo się ruszam. I czuję się... szczupło:D Jakoś zawsze po ostrym wysiłku fizycznym (taa, ale kiedy ja się niby tak wysiliłam, skoro nie grałam prawie?) mam ochotę wleźć na wagę. I pewnie wlazłabym jutro rano, gdybym miała działającą wagę.
   I to chyba tyle na dzisiaj, nie mam siły;)
   Aha no i przed chwila obejrzałam Czarnego Łabędzia. Bardzo dobry film moim zdaniem.
   Dobra, ja idę spać.
   Pozdrawiam i powodzeń samych życzę!

30 stycznia 2014 , Komentarze (1)

   Zapewne nie wyczuliście sarkazmu, czytając tytuł dzisiejszego wpisu.
   Cóż, tak się nagrałam, że nawet nie weszłam na boisko! Dwa mecze, dwa wygrane 2:0 w setach. Cieszę się oczywiście (tu już bez sarkazmu). Ale no cholera, to takie frustrujące. Dwie godziny siedziałam i nic nie robiłam. A obok w roli protokólantów obecni byli ludzie z mojej klasy. No oprócz tego koledzy z innych klas na widowni.
   Po meczach byłam tak zła (nawet nie wiem do końca na co/kogo; chyba najprędzej na siebie), że aż musiałam napić się coli - bardzo mądrze! niedoleczone przeziębienia najlepiej zwalcza się przecież lodowatą colą!
   Jeszcze uciekł mi autobus. I w tej sytuacji zrobiłam coś mądrego, w końcu, czyli przeszłam dwa przystanki na piechotę. Co w tej brei na chodnikach nie było wcale takie łatwe:)
   Oczywiście wróciwszy do domu, musiałam podkraść murzynka (idę w zakład, że jeszcze dzisiaj siostra zacznie mi truć dupę), dwa mniejsze kawałki, więc nie ma tragedii. Albo nie byłoby, gdybym nie wchrzaniła też dwóch wafli ryżowych z masłem orzechowym. Co oczywiście zrobiłam.
   Dobra, nic się przecież nie stało. Odpracuje to jutro na kolejnych dwóch meczach. Albo na rozgrzewce przed nimi, bo na 80% nie wejdę na boisko - jutro półfinały i finały, a nas interesuje tylko i wyłącznie pierwsze miejsce zapewniające udział w warszawskich:>
   Niby jutro mam sprawdzian z chemii jeszcze... Ok, jeden odcinek Supernatural i biorę się za chemię. Tylko najpierw dowiem się z którego w ogóle ten sprawdzian działu.
   Ech, ja chcę już sobotę!!!
   Sksy z siatki i Supernatural w ilości niezdrowej. Już się nie mogę doczekać:>
   Pozdrawiam i życzę sukcesów w odchudzaniu:)


jedna z tych piosenek, które nigdy mi się nie nudzą:)




29 stycznia 2014 , Komentarze (3)

   Tak schrzanić.
   Jak już wspomniałam wcześniej - dziś odbył się mecz siatkówki. Rozgrywki dzielnicowe.
   Grałyśmy z najłatwiejszym przeciwnikiem (paradoksalnie najbardziej znienawidzonym).
   W pierwszym secie nie weszłam (cud, że w ogóle weszłam) i rozgromiłyśmy je.
   (Co to w ogóle za idiotyzm, żeby seta grać do piętnastu?! Nawet w podstawówce grało się normalnie, czyli 25! Ugh!)
   W drugim secie weszłam. Na rozegranie (sytuacja jest taka, że pan/trener nie wie, gdzie mnie stawiać, więc stawia tam, gdzie mu wygodniej - czyli jak nie ma rozgrywającej, to - siup! - jestem, nie ma ataku bądź są wszystkie rozgrywające - siup! - jestem na ataku!). Pochrzaniona jam. Wychodzi mi lepiej na rozegraniu, ale wolę atak. Na tym pierwszym czuję się bezpiecznie, na tym drugim pieprzę. No ale kto powiedział, że nastolatki są nieskomplikowane?
   No i drugiego seta przegrałyśmy.
   Jezuu, narobiłam tyle głupich błędów! Jedna zagrywka w aut, jedno przejście pod siatką, jedno gówniane przyjęcie na palce NIE MOJEJ PIŁKI (które przyczyniło się do punktu dla przeciwnika)...
   Wygrałyśmy 2:1, ale wszyscy byli wściekli. Na drugi skład, bo zepsuł humory. Na pierwszy, bo w tie-breaku chrzaniły - a to z kolei przez drugi skład, który zepsuł im humor. Heh, co za życie;D
   Jutro znowu gramy. Pan/trener (głupio mi go nazywać trenerem;p) już zapowiedział, że tym razem trafiam na atak.
   Musimy wygrać. Pierwsze miejsce i warszawskie albo nic.
   No pięknie.

   Co do innych spraw, to znowu siedzę u siostry. Jakieś dwa tygodnie tym razem.
   Już zdążyła mnie wkurzyć.
   Upiekłam jej murzynka, wyobraźcie sobie, bo staruszka skończyła 28 lat. I mówię jej, że jak będzie rozpakowywać prezent, to ma się podzielić. A ona na to: "Nie, bo ty zaraz wszystko zeżresz!" No myślałam, że jej krzywdę zrobię. Jak już wyszła z domu, to oczywiście podkradłam 1/5 kawałka. Ze zwykłej złośliwości, pięknie:)
   No ale karma i te sprawy... Jej chłopak zrobił obiad. Makaron z kurczakiem i pesto. Na Gacie Merlina - fanka Harry'ego Pottera nr 1 - jakie to było niedobre. I jeszcze mi tego nawalił jak dla całego pułku.

   Błogosławieni ci, którzy to czytają. Czytać wypociny takiej marudy jak ja... dostałabym migreny przy pierwszych linijkach.
  
   Pozdrawiam, sukcesów życzę! :)


28 stycznia 2014 , Komentarze (3)

   Niemal stanęłam na głowie, ale warto było!
   Otóż okazało się, że jutro zaczynają się dzielnicowe rozgrywki w siatkę. No i ogólnie fajnie, ale przecież jestem chora, a na dodatek powrót do Warszawy do siostry planowałam dopiero na piątek. No nic, myślę, przecież zawodów nie opuszczę.
   I wtedy pojawia się moja mama. Tak, kobieta potrafi zaleźć za skórę.
   Wiem, że ona się o mnie martwi, że dla niewykurowanego wysiłek fizyczny zdrowy nie jest itd. Oprócz tego rozgrywki=powrót do szkoły, na co akurat zdecydowanie nie mam siły i moja mama wie o tym.
   No ale ech, trochę krzyku, trochę idiotycznych pretensji, że ja to bym na maturę nie przyszła, BO MECZ (;d) i się udało. Jadę jutro z samego rana do Wawy, do siostry. Potem koło południa do szkoły i nawet zamierzam wejść na to cholerne boisko!
   Taa, teraz pozostaje kwestia pakowania - tak mi się nie chce, że to poezja.
   Aha i rozpoczęłam poszukiwania spodenek na wf i zamiast swoich zwyczajowych znalazłam jakieś mega krótkie i mega obcisłe (czyt. idealne siatkarskie) - identyczne mają dziewczyny z siatki ode mnie. HA, coś mnie nawet napadło i je przymierzyłam!
   Spokojnie, nie z zamiarem założenia ich na mecz (w końcu będą na nim ludzie).
   W każdym razie odkryłam nowy problem. Jakoś tak ostatnimi czasy rzadko oglądam się w lustrze. Albo inaczej - raczej nie zdarza mi się kontemplować swojego tyłka i ud, aż taką masochistką nie jestem;d
   A tu bum, ja w krótkich spodenkach.
   Taka sprawa, że nawet jak uda mi się schudnąć dychę do ślubu siostry (a uda się, zobaczycie), to kupić będę musiała sukienkę do kostek;d
   Nie no, nie do kostek, ale kończącą się poniżej kolan.
   Już pomijam swój zwisający tyłek (kiedy się taki stał? nie mam pojęcia). Ale ten cellulit!!!!!!!
   Wiecie, co to oznacza? Oznacza to, że będę musiała ruszyć dupsko i wziąć się za ćwiczenia. Lubię wysiłek fizyczny, nie przeczę, ale, nie wiem, kompletnie mi się do niego obecnie nie pali. Rozleniwiłam się.
   Ech, w sumie ferie siedzę całe w Wawie, więc zamierzam chodzić codziennie na basen. Jak dołożę do tego jakieś przysiady albo namówię siostrę na bieganie (aha, marzenie ściętej głowy), to będzie cudnie. Ale to za jakieś 2-3 tygodnie dopiero :/
   Dobra, więcej Wam nie truję. (Chociaż mam ochotę! Rozumiecie, jeden z moich ulubionych bohaterów Supernatural <Bobby> kopnął w kalendarz. Normalnie płakać mi się chciało.)
   Pozdrawiam:)




27 stycznia 2014 , Komentarze (3)

   Jak w tytule. Strasznie się nudzę. Niby mam tonę książek, kochane Supernatural, mnóstwo nauki i innych pierdół do roboty, ale sama nie wiem, nie potrafię się jakoś pozbierać. Macie jakieś propozycje filmu dla mnie? :( Oglądam właściwie wszystko. No dobra, westernów nie. Ale całą resztę jak najbardziej! A taka lipa, że nawet nie wiem na co mam obecnie ochotę. Dzisiejszy dzień minął pod znakiem Trzech metrów nad niebem i PS. kocham cię (pierwsze mi się wcale nie podobało, drugie bardzo). Czyli co? Jakieś romansidła? Sama nie wiem. Znacie coś w rodzaju Igrzysk Śmierci? Tylko coś lepszego? Akurat pech chciał, że najpierw przeczytałam całą serię, więc Igrzyska-film mnie rozczarował (chociaż druga część jest o niebo lepsza!).
   A może coś o tematyce postapokaliptycznej?
   Pomocy, proszę!

   Co do dzisiejszego dnia pod kątem żywieniowym, to, cóż, mogło być lepiej.
   Rano dostałam świra. Miałam w głowie tylko czekoladę, naprawdę. Także w godzinach 8-10 zjadłam cztery monte. Niby kalorycznie to tam jest jakoś 450kcal, więc tragedii nie ma, ale sam fakt, że
1) nie mogłam się powstrzymać
2) jęczę o zdrowym odżywianiu, a tu taka dupa
...
   W każdym razie dalej było trochę lepiej. Szpinak. Owsianka. Dwa wafle ryżowe z masłem orzechowym (mama kupiła ech). Banan. Ha, i tylko jedna kawa! Z kawą mam pewien problem, mianowicie przyzwyczaiłam się do picia pięciu dziennie i jest mi się dość ciężko przestawić na 1-2 :/
   Chociaż jeszcze gorsze jest przestawienie się na mięso. I jakoś mi się do tego nie śpieszy. Mięso, ryby, jajka, czyli wszystkie białkowe bomby omijam szerokim łukiem. Ryby jem raz na rok, mięso raz na miesiąc, a jajka jedynie w czymś, czyli ciastach, makaronach itd.
   Dobra, co ja tam będę Wam chrzanić;p Miłego wieczoru życzę.
   Aha i czekam na jakieś propozycje odnośnie filmów:)


haha, już wiecie, czemu podobał mi się ten film;D

26 stycznia 2014 , Komentarze (3)

   Weszłam dzisiaj rano na wagę po raz pierwszy od wieków i... 68,8kg. Tsa, ale czego mogłam się spodziewać po rocznym olewaniu postanowień o zdrowym odżywianiu się i systematycznych ćwiczeniach? No i mam okres, więc załóżmy że te 0,8 to jego wina, poczuję się wtedy lepiej;p
   Dzień - pomijając, że umieram na przeziębienie - był całkiem całkiem. Poczytałam, popisałam, pooglądałam. O, poszperałam też w kompie i co znalazłam? Swoje zdjęcie sprzed wieków, to jest z czasów jakichś 63kg na wadze. Voila, oto i ono:


Widzicie tę tycią przerwę wysoko między udami? Ha, pomarzyć mogę:D

   Tak szczerze, to jestem z siebie dumna. Dzisiaj wyjątkowo.
 
"Mamo, co mogłabym zjeść na śniadanie? Tylko coś zdrowego w miarę, błagam."
"Masz tam płatki Chocapic."

"Chcesz coś na obiad?"
"A co proponujesz? Byle zdrowego. Wiesz, jakieś warzywa..."
"Naleśniki mogłybyśmy usmażyć."

"Pamiętasz ten blok czekoladowy, który zrobiłam?"
"Mamo..."
"No daj spokój, nie masz ochoty?"

  Tak, moja mama jest mistrzem. A ja NIE ULEGŁAM, HA! No nie do końca...
Śniadanie: dwie kanapki z polędwicą, sałatą i ogórkiem + jakiś serek z płatkami czekoladowymi
II Śniadanie: owsianka słodzona (cukrem rumowo-waniliowym, cholera - jeszcze nigdy tak bardzo nie smakowała mi owsianka) + jabłko + kawa z mlekiem
Obiad: makaron z pesto

Na kolację chyba zjem znowu owsiankę. Zajebista była.
   Oczywiście zapijałam się wodą i herbatą zieloną. No i zgadnijcie co znalazłam, szukając plasterka (fioletowy w muminki, umarłam). Tabletki morwy białej. Okazuje się, że w czasie mojej nieobecności, mama zakupiła ów specyfik w celu szybkiego zrzucenia kilogramów. Oczywiście - to jest chyba rodzinne - nie potrafi brać jej systematycznie. Zastanawiam się, czy samej nie zacząć. Tak to będzie stała na półce i się zmarnuje, a tak... Dobra, nie wiem, zastanowię się;p Ale musicie przyznać, że kuszące są te wszystkie "wspomaga odchudzanie".
  Dobra, lecę oglądać serial. Te, które czytały poprzednie posty, wiedzą co;p Nowym czytelniczkom (/czytelnikom), o ile tacy w ogóle są, mówię jedno: SUPERNATURAL. Nie wierzę, że zabrałam się za to dwa lata temu i stwierdziłam, że jest beznadziejne, nie wierzę. Dobra, pierwsze trzy odcinki to jest jakaś katastrofa, fakt. Ale jak po tych dwóch latach postanowiłam dać jeszcze jedną szansę Supernatural z pominięciem trzech pierwszych odcinków... cóż, zakochałam się:>


25 stycznia 2014 , Komentarze (2)

   Kilka godzin temu wróciłam z imprezy u koleżanki. Chryste, co tam się działo. Koleżanki nawet nie ma co pytać, niczego nie pamięta, ale od czego są telefony, jak nie od nagrywania filmów i robienia zdjęć:3
   Ledwo żywa jestem, bo oczywiście nadal choruję, no i spałam dzisiaj dwie godziny. Niesprawiedliwość! Wszyscy grzecznie poszli spać o trzeciej i wszyscy grzecznie spali aż do ósmej rano. Wszyscy, tylko nie ja. Obudziłam się o piątej i zaczęłam łazić po mieszkaniu pod pretekstem "ogarniania się". A i tak skończyłam z powrotem w łóżku, ze słuchawkami na uszach i komórką w ręku. Bo mnie napadło. Co? WENA. Taa, mam zapędy pisarskie. Biedne fanfiction.net jest co najmniej kilka razy w roku napastowane przez moje wypociny. Dzisiaj naszło mnie - W KOŃCU - na Supernatural. Także tego, 1/5 opowiadania stworzona została przy jakże kojących odgłosach chrapania. Ale grunt, że powstała!
   Co do jadłospisu, to hmm. Powiedzmy, że mam wspaniałych przyjaciół, którzy gotowi są wstać o 8 rano w sobotę, by spotkać się na śniadaniu. Aż miło, na śniadania jeszcze się chyba nigdy nie umawialiśmy;D
   Poszliśmy do kawiarenko-cukierni. Kawa, babeczka z budyniem i kawałek tiramisu. Ech, no nie ma tragedii, zważając na to, że wróciwszy do domu, zastałam sałatkę!
   Czekają mnie ponoć jeszcze pierogi ruskie, ale też nie jest źle - mama smaży na suchej patelni:3
   No i wiadomo, coś tam jeszcze podeżrę, ale - nie bój nic! - na pewno nie będzie to ciastko (z prostej przyczyny - w domu są jedynie herbatniki, które wychodzą mi już uszami).
   A teraz, za pozwoleniem, oddalę się w celach leczniczo-rekreacyjnych. Czyli łyknę gripex i biorę się za kolejny odcinek Supernatural :-}
   A potem przyjdzie czas na rozwój mojego zerowego talentu pisarskiego! Ach, aż mnie palce świerzbią! Chwila popełnienia kolejnej grafomanii! Ach!
   Ale teraz siódmy sezon Supernatural:3


24 stycznia 2014 , Komentarze (1)

Coś u mnie nudnawo ostatnio i nie mam Wam o czym zbytnio opowiadać ;__;
Zostaje mi tylko powiedzenie, że jestem wciąż chora (nie było dzisiaj lekcji, na której klasa chórem nie zaryczała "na zdrowie!"). Gardło mniej niby boli, ale za to strasznie się pocę i mam katar.
ALE NA IMPREZĘ IDĘ! huehuehue.
W sumie nie powinnam się tak cieszyć - składka to 25zł i jeszcze mam przynieść coś do jedzenia. Za co ja płacę, pytam się.
Aha i jutro wracam - po trzech tygodniach nieobecności - na swoje wygwizdowie, a to z kolei oznacza ważenie. O ile nie przekroczyłam 70kg, to jest dobrze (a przynajmniej nie tak bardzo źle).
A teraz, skoro do owego posiedzenia u koleżanki zostały niemal trzy godziny... SUPERNATURAL!


23 stycznia 2014 , Komentarze (3)

Jestem chora, po prostu cudnie.
Nie mogę być chora. Znaczy nie powiem, fajnie się siedzi cały dzień w łóżku i ogląda Supernatural (właśnie skończyłam szósty sezon), ale...
No właśnie. ALE. Ale jutro moja koleżanka urządza u siebie imprezę i tak się składa, że miałam (nadal mam zresztą) zamiar iść. Także dzisiaj wlewam w siebie hektolitry mleka z miodem (a nie znoszę), może to pomoże. Znacie jakieś inne domowe sposoby na przeziębienie/początki grypy? Bo jak dotąd faszerowanie się lekami, przede wszystkim przeróżnymi pastylkami do ssania, żadnych efektów nie przyniosło. A na to łupanie w skroniach nawet najukochańszy apap, z którym się praktycznie nie rozstaję, nie pomaga. Ech.
Jakby tego było mało - tak, wiem, cholernie narzekam;) - to jutro sprawdzian z geografii i kartkówka z historii. A ja jako przyszła pracownica McDonalda, znaczy humanistka, tego drugiego przedmiotu zawalić nie mogę.
Ale dobra, za dużo gadania, za mało działania:)
Historio, nadchodzę!